Dokument ten, po głębokiej dyskusji na wszystkich poziomach Międzynarodowej Tendencji Marksistowskiej trwającej cały miniony rok, został jednogłośnie zatwierdzony przez Światowy Kongres IMT pod koniec lipca 2018 r., pierwotnie pod tytułem Teoria marksistowska i walka z ideami obcymi klasowo. Jego celem jest zarysowanie granicy między marksizmem a zbiorem idealistycznych i postmodernistycznych obcych klasowo idei, które przez pewien czas wpływały na warstwę aktywistów w kręgach akademickich i są obecnie w reakcyjny sposób wykorzystywane w międzynarodowym ruchu robotniczym.
[Source]
Dokument ten wzywa do zintensyfikowania teoretycznej i politycznej walki z tymi ideami i metodami.
Kryzys kapitalizmu ujawnił wiele głęboko zakorzenionych nurtów opozycyjnych wobec istniejącego społeczeństwa, jego wartości, moralności oraz nieludzkiej niesprawiedliwości i ucisku. Główną sprzecznością w społeczeństwie pozostaje antagonizm między pracą najemną a kapitałem. Ucisk przybiera jednak różne formy, niektóre z nich są znacznie starsze i sięgają głębiej niż najemne niewolnictwo.
Jedną z najbardziej powszechnych i bolesnych form opresji jest ucisk kobiet w tym świecie zdominowanym przez mężczyzn. Wystąpienie kobiet przeciwko temu potwornemu zjawisku ma fundamentalne znaczenie w walce o rewolucję socjalistyczną, której zwycięstwa nie można osiągnąć bez pełnego udziału kobiet w starciu z kapitalizmem.
Przez stulecia stabilność społeczeństwa klasowego opierała się na fundamencie rodziny, tj. zniewolenia kobiety przez mężczyznę. Ta forma niewolnictwa jest znacznie starsza niż kapitalizm, jak wyjaśnił Engels, pojawienie się patriarchalnej rodziny było „wszechświatową historyczną klęską rodzaju żeńskiego. Mężczyzna ujął w swe ręce również ster domu, kobieta została poniżona, uciemiężona, stała się niewolnicą jego namiętności i zwykłym narzędziem do rodzenia dzieci.”i
Ta męska dominacja i podporządkowana pozycja kobiet w społeczeństwie i rodzinie obecnie jest kwestionowana, podobnie jak wszystkie inne barbarzyńskie instytucje, które odziedziczyliśmy po przodkach. Dlaczego kobiety miałyby nadal akceptować bycie obywatelami drugiej kategorii? Podważanie dotychczasowej roli kobiet w społeczeństwie i rodzinie niesie poważne implikacje rewolucyjne i może prowadzić do rewolucyjnego zakwestionowania całego społeczeństwa kapitalistycznego.
„Starcze zwyrodnienie” kapitalizmu oznacza poważne pogorszenie się warunków życia wszystkich robotników. Szczególnie trudną sytuację tworzy jednak kobietom i młodzieży. Wiele osób pozbawione jest dostępu do odpowiedniej pracy i mieszkania. Samotni rodzice i ich dzieci skazani są na ubóstwo i niekończące się trudności. Dla wielu zdobycie dachu nad głową staje się prawdziwym wyzwaniem, a wręcz niemożliwością. W swoim miejscu pracy kobiety cierpią nie tylko z powodu nierównego wynagrodzenia, ale też ze względu na wszelkiego rodzaju prześladowania i molestowanie. Sytuacja kobiet stała się absolutnie nie do zniesienia.
Poziom rozwoju danej cywilizacji można ocenić na podstawie tego, jak traktuje się w niej kobiety, dzieci i osoby starsze. Z takiego punktu widzenia współczesny kapitalizm jest znacznie mniej cywilizowany, bardziej nieludzki i okrutny niż wcześniejsze stadia rozwoju ludzkiego społeczeństwa. Poziom wyobcowania i degradacji ludzi, obojętność na ludzkie cierpienie i obsceniczny egoizm osiągnęły poziomy nieznane dotychczas w historii.
Gnicie społeczeństwa kapitalistycznego ujawnia się w swojej najokrutniejszej postaci w epidemii przemocy wobec kobiet. W Indiach, Pakistanie, Argentynie, Meksyku i innych krajach przejawia się to w bezprecedensowej liczbie uprowadzeń, gwałtów i morderstw popełnianych na kobietach Ale również w społeczeństwach, które lubią się określać jako cywilizowane, podobne okropności są na porządku dziennym wyrządzane kobietom i dzieciom. W taki sposób manifestują się odrażające objawy choroby naszego społeczeństwa, które dawno już dojrzało do tego, by je zburzyć.
Rosnące poczucie wyobcowania, niesprawiedliwości i ucisku podsyca ogólny ruch buntu wśród kobiet przeciwko istniejącemu stanowi rzeczy. Przebudzenie milionów kobiet, zwłaszcza młodego pokolenia, które odczuwa palące oburzenie z powodu dyskryminacji, opresji i poniżenia, którym nieustannie podlegają w tym niesprawiedliwym systemie, jest głęboko postępowym i rewolucyjnym zjawiskiem. Powinniśmy się z tego cieszyć i wspierać je z najwyższym entuzjazmem.
Nie trzeba chyba wspominać, że marksiści w zupełności opowiadają się za całkowitą emancypacją kobiet. Nie ma tu miejsca na żadne wahanie, dwuznaczności ani wątpliwości. Musimy walczyć z uciskiem kobiet na wszystkich poziomach, nie tylko słowem, ale i czynem. W żadnym wypadku nie możemy tworzyć wrażenia, że jest to drugorzędna kwestia, mieszcząca się w ogólnej kategorii walki klasowej. Dla sprawy marksizmu byłoby katastrofą, gdyby kobiety uważały, iż marksiści są gotowi odłożyć walkę o ich prawa na czas po zwycięstwie socjalizmu. Takie rozumowanie stanowi całkowicie fałszywą i błędną karykaturę rewolucyjnego marksizmu.
Chociaż prawdą jest, że całkowitą emancypację kobiet (i mężczyzn) można osiągnąć tylko w społeczeństwie bezklasowym, prawdą jest również, że takie społeczeństwo narodzić się może jedynie na skutek obalenia kapitalizmu na drodze rewolucji. Nie można oczekiwać, że kobiety odłożą na bok swoje palące żądania i będą spokojnie oczekiwać nadejścia socjalizmu. Zwycięstwo rewolucji socjalistycznej jest nie do pomyślenia bez codziennej walki o postęp w ramach kapitalizmu.
Marksiści muszą walczyć o najmniejsze nawet reformy, które mogą przyczynić się do poprawy warunków życia ludzi pracy w kapitalizmie, z dwóch powodów. Po pierwsze, bronimy robotników przed wyzyskiem, bronimy obecnego poziomu życia, praw demokratycznych i najbardziej elementarnych podstaw cywilizowanego życia, bronimy kultury i cywilizacji przed barbarzyństwem. Po drugie, i co najważniejsze, jedynie dzięki doświadczeniu codziennych zmagań klasa robotnicza może uzyskać poczucie własnej siły, rozwinąć organizację i podnieść zbiorową świadomość do poziomu wymaganego zadaniami, stawianymi jej przez historię.
Wymagać od robotników, jak to od zawsze czynią sekciarze i dogmatyści, aby odłożyli oni na bok swoje codzienne żądania „w imię rewolucji”, jest szczytem głupoty. Skazałoby nas to na całkowitą bezpłodność i izolację. Gdyby iść tą drogą, rewolucja socjalistyczna na zawsze pozostałaby niemożliwym do zrealizowania mirażem. Podobnie walka o poprawę położenia kobiet, przeciw reakcyjnemu męskiemu szowinizmowi, o postępowe reformy i całkowitą równość na płaszczyźnie społecznej, politycznej i ekonomicznej, jest podstawowym obowiązkiem wszystkich szczerych rewolucyjnych marksistów.
Dnia 8 marca 2018 roku mieliśmy możliwość zaobserwować kolosalny potencjał rewolucyjny ruchu kobiecego w Hiszpanii, gdzie 5,3 miliona osób (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) odpowiedziało na wezwanie do strajku. Setki tysięcy wzięły udział w demonstracjach w całej Hiszpanii. Ta wspaniała mobilizacja odbyła się pod szyldem feminizmu, choć odzwierciedlała także głębokie poczucie niezadowolenia, które narastało w społeczeństwie hiszpańskim w związku z wieloma różnymi problemami, na przykład sytuacją emerytów, którzy także organizowali masowe demonstracje w tym czasie.
Najważniejsze kwestie były jednak szczególnie związane z uciskiem kobiet: nierówność płac, przemoc i prześladowanie kobiet w rodzinie, w pracy, w systemie edukacji, ciężar prac domowych itp. Przykładem takiego traktowania kobiet był potworny przypadek zbiorowego gwałtu, jaki miał miejsce w Pampelunie, i następujące po nim skandaliczne zachowanie prawicowych sędziów, co było wyraźnym dowodem zepsucia i reakcyjnego charakteru całego hiszpańskiego państwa, policji i sądownictwa, odziedziczonych bezpośrednio po dyktaturze Franco na skutek tzw. Demokratycznej Transformacji, która faktycznie oznaczała zdradę całego antyfrankistowskiego ruchu.ii
Elementarną prawdą marksizmu jest to, że w każdym ruchu masowym należy dokładnie rozróżniać elementy reakcyjne od postępowych. To, że w tym niezwykłym ruchu istniał niesamowicie postępowy nurt, nie podlega dyskusji. Nie tylko poparliśmy ten nurt, ale zrobiliśmy to z pełną energią i entuzjazmem.
Ale byłoby całkowicie niepoprawnym i jednostronnym podkreślać jedynie ten aspektu ruchu i zignorowanie jego drugiej strony. Jaka była rola liderów tego ruchu? Domagali się, aby podczas demonstracji organizować pikiety tylko dla kobiet, a także osobne kobiece bloki na demonstracjach, i zamierzali dopuszczać tylko fioletowe flagi. Do strajku miały przystąpić wyłącznie kobiety, zaś mężczyźni mieli normalnie stawić się w pracy – to znaczy mieli zachowywać się jak łamistrajki!
Takie postępowanie poważnie ograniczyłoby zasięg ruchu 8 marca i całkowicie uniemożliwiłoby rzeczywisty strajk generalny. Było to całkowicie sprzeczne z interesami ruchu i wyraźnie odzwierciedlało wąską perspektywę oraz reakcyjną i tworzącą podziały politykę burżuazyjnych i drobnomieszczańskich feministek.
Nasi hiszpańscy towarzysze podjęli aktywną interwencję w tym masowym ruchu i zostali bardzo pozytywnie odebrani. Chociaż nie nazywamy się feministkami czy feministami, wyraźnie zaznaczamy, że całym sercem popieramy walkę o wyzwolenie kobiet i walczymy ramię w ramię ze wszystkimi, którzy występują przeciwko uciskowi. Na żadnej z demonstracji czy wiecu nie zetknęliśmy się z jakimikolwiek uprzedzeniami wobec nas, przynajmniej ze strony większości kobiet, które uważają się za feministki.
Czy to prawda, że feminizm nie jest szkołą myśli ani spójną teorią? To zależy, jak na to spojrzeć. Prawdą jest, że miliony ludzi, które uczestniczyły w strajkach i demonstracjach w Hiszpanii 8 marca pod szyldem feminizmu, nie miały nic wspólnego z feministycznymi uprzedzeniami ich liderów. Ludzie instynktownie walczyli z reakcyjnymi zjawiskami, które napawały ich słusznym oburzeniem. Taki jest punkt wyjścia dla rewolucyjnych przemian.
Jednakże kierownictwo tego ruchu znajduje się w rękach burżuazyjnych i drobnomieszczańskich feministek, które z pewnością reprezentują pewną szkołę myślenia i określoną ideologię, zasadniczo przeciwną nie tylko marksizmowi, ale przede wszystkim interesom walki o emancypację samych kobiet.
W dzisiejszych czasach definicja feminizmu stała się tak szeroka, że praktycznie przestała znaczyć cokolwiek. Nagle wszyscy stali się „feministkami i feministami”. Nawet reakcyjni politycy hiszpańskiej Partii Ludowej (PP) opisują się jako feminiści, ponieważ mają kobiety-ministrów – przy czym każda z nich jest tak samo reakcyjna i skorumpowana jak ich męscy odpowiednicy.
Nowa odsłona Partii Ludowej – partia Ciudadanos – kładzie szczególny nacisk na określanie się jako „feministyczna”. Ale rzeczywisty charakter tego burżuazyjnego feminizmu został w jaskrawy sposób zdemaskowany, gdy lider Ciudadanos – Albert Rivera – stwierdził, że nie mógł poprzeć feministycznego strajku 8 marca „ponieważ był on antykapitalistyczny”. Zauważamy również, że ci politycy Ciudadanos, którzy ostatecznie zdecydowali się stawić na demonstracjach, zostali wygwizdani przez demonstrantów i wydaleni z szeregów ruchu.
Nawet wśród najbardziej zaawansowanych warstw istnieją wszelkiego rodzaju złudzenia i sprzeczne koncepcje, celowo podsycane przez burżuazyjnych i drobnomieszczańskich „teoretyków” feminizmu. Inna szeroko rozpowszechniona idea dotyczy „przekrojowego” charakteru ruchu, to znaczy, że ruch powinien obejmować wszystkie kobiety bez względu na klasę, ideologię polityczną itp.
Dzięki przyjaznemu i cierpliwemu podejściu możemy zwalczyć te uprzedzenia i wyjaśnić sprzeczności. Przy tym musimy jednak unikać nieładu w naszym programie. Aby wygrać dla sprawy rewolucji najlepsze elementy, konieczne jest stanie cały czas twardo na fundamencie marksizmu.
Czy potrzeba nazywać się feministkami i feministami, aby nawiązać kontakt z kluczową warstwą uczestników ruchu? Całe nasze dotychczasowe doświadczenie wskazuje, że nie. Poniższy przykład świetnie to obrazuje. W Antequera (prowincja Málaga) zorganizowaliśmy spotkanie poświęcone feministycznemu strajkowi 8 marca, zapraszając kilkoro mówców z lewicy i związków zawodowych. Na spotkaniu przemawiała także jedna z naszych towarzyszek, wyjaśniając, że jest działaczką związkową i rewolucyjną marksistką, a także przedstawiła nasz program. Pod koniec spotkania grupa młodych kobiet natychmiast podeszła do niej przy naszym stoisku, chcąc się zaangażować w naszą organizację. Te młode kobiety oczywiście uważały się za feministki. Ale nie miały żadnego problemu z utożsamianiem się także z programem marksizmu.
Gdyby nasi towarzysze zastosowali sekciarskie i dogmatyczne podejście dla ruchu 8 marca, niewątpliwie zraziliby do siebie takie kobiety jak te opisane wyżej. Nie ma możliwości, by marksiści zajęli takie głupie stanowisko. Jednocześnie jednak musimy przyjąć postawę opartą na pryncypiach, wyraźnie zaznaczając, że jesteśmy marksistami, którzy walczą o prawa kobiet, i że uważamy, iż ta niezwykle ważna walka może być z powodzeniem prowadzona tylko jako część ogólnego rewolucyjnego starcia klas o gruntowną zmianę całego społeczeństwa.
Aby naświetlić to zagadnienie, możemy posłużyć się trafną analogią, jaką jest stosunek marksistów do kwestii narodowej. Czy popieramy żądanie niezależności Katalonii od państwa hiszpańskiego? Tak. Ale czynimy tak wyjaśniając równocześnie, że na kapitalistycznej podstawie niepodległość nie rozwiąże żadnych problemów. Opowiadamy się za Katalońską Republiką Robotniczą, która w przyszłości mogłaby stanowić część socjalistycznej federacji ludów Półwyspu Iberyjskiego.
Ale czy nazywamy się wobec tego marksistowskimi nacjonalistami? Zdecydowanie nie! Nie jesteśmy nacjonalistami tylko proletariackimi internacjonalistami. Jednakże wspieranie walki narodu katalońskiego o uwolnienie się spod protekcji reakcyjnego hiszpańskiego państwa, zgniłego prawicowego rządu i niedemokratycznej monarchii, odziedziczonej po reżimie Franco, stanowi nieodłącznie element naszego rewolucyjnego internacjonalistycznego programu. Przy czym zwrot „marksistowski nacjonalista” jest sprzeczny sam w sobie.
Ponownie, nasze doświadczenie w Katalonii wskazuje, że nie jest konieczne używanie takiego mylącego języka, aby przekonać najlepszy i najbardziej rewolucyjny element spośród robotników i młodzieży, z których wielu zaczyna rozumieć ograniczoną i reakcyjną naturę burżuazyjnego i drobnomieszczańskiego nacjonalizmu, i poszukuje bardziej radykalnej, rewolucyjnej i klasowej alternatywy.
W ostateczności wszystkie zagadnienia – kwestia ucisku narodowego, walka o wyzwolenie kobiet, walka z rasizmem – mają charakter klasowy. I to jest podstawowa linia podziału, która oddziela marksizm od nacjonalizmu, feminizmu i wszelkich innych przejawów walki z uciskiem.
Ruch 8 marca w Hiszpanii służy jedynie podkreśleniu tych kwestii. Masowy ruch przeciwko uciskowi kobiet ma ogromny potencjał rewolucyjny. Ale potencjał ten może zostać przekuty w realny efekt o tyle, o ile ruch wykroczy poza wąskie granice burżuazyjnego i drobnomieszczańskiego feminizmu i połączy się z ogólnym ruchem robotniczym, dążąc do zmiany ustroju społecznego. Naszym zadaniem jest pomóc temu ruchowi w dokonaniu tego niezbędnego kroku.
Aktywnie uczestnicząc w takich ruchach i starając się pozyskać ich najlepsze elementy musimy zawsze ostro podkreślać podziały klasowe, które istnieją wewnątrz nich, opierając się na tym, co w tych ruchach postępowe, jednocześnie obnażając i krytykując burżuazyjne i drobnomieszczańskie elementy w ich kierownictwie.
Znaczenie teorii
Engels podkreślił znaczenie teorii dla ruchu rewolucyjnego. Zaznaczył, że istnieją nie dwie formy walki (polityczna i gospodarcza), lecz trzy, stawiając walkę teoretyczną na równi z pierwszymi dwiema. Lenin zdecydowanie zgodził się z poglądem Engelsa, gdy pisał w „Co robić?”:
„Bez rewolucyjnej teorii niemożliwy jest również ruch rewolucyjny. Żadne podkreślenie tej myśli nie może być dostatecznie silne w okresie, gdy modne głoszenie oportunizmu splata się z umiłowaniem najbardziej wąskich form działalności praktycznej. ”iii
Pierwszym warunkiem budowy prawdziwie marksistowskiej Międzynarodówki jest obrona podstawowych zasad marksizmu. Oznacza to nieubłaganą walkę z wszelkiego rodzaju ideami rewizjonistycznymi, które w istocie odzwierciedlają presję innych klas na ruch robotniczy.
Marks i Engels prowadzili nieubłaganą walkę przeciwko wszelkim próbom osłabienia idei ruchu robotniczego, bezlitośnie obnażając fałszywe teorie, najpierw utopijnych socjalistów, a następnie wyznawców Proudhona i Bakunina, a wreszcie oportunistycznych socjalistów z katedry (Katheder-Sozialisten), takich jak Dühring – „sprytnych” profesorów uniwersyteckich, którzy pod pozorem „aktualizowania socjalizmu” usiłowali pozbawić marksizm jego rewolucyjnego trzonu.
Lenin od samego początku swojej rewolucyjnej działalności wypowiedział wojnę „młodym” działaczom, którzy, podobnie jak Dühring, twierdzili, że niektóre idee Marksa są nieaktualne i należy je zrewidować, domagając się „wolności krytyki”. Pokazał, że ta tak zwana „opozycja wobec dogmatyzmu” była jedynie pretekstem dla chcących zastąpić rewolucyjny sens marksizmu oportunistyczną polityką „małych kroków”, trendem, który później skrystalizował się w mienszewizm.
Później, w okresie reakcji po klęsce rewolucji 1905 roku, nastrój zrezygnowania, panujący wśród przedstawicieli drobnomieszczańskiej inteligencji, znalazł oddźwięk w bolszewizmie, gdy część jego przywódców (Bogdanow i Łunaczarski) zaczęła odzwierciedlać modną wówczas filozofię subiektywnego idealizmu (neokantyzm) i mistycyzmu.
To nie przypadek, że Lenin napisał jedno ze swoich najważniejszych dzieł filozoficznych „Materializm a empiriokrytycyzm”, aby zwalczać właśnie takie idee. Możemy dodać, że Lenin był gotów zerwać z większością bolszewickich przywódców na płaszczyźnie ww. filozoficznych zagadnień, które były również powiązane z polityką ultralewicową.
Przed swoją śmiercią Trocki prowadził bardzo ostrą walkę z drobnomieszczańską tendencją Burnhama i Shachtmana w amerykańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (SWP) w kwestii klasowej natury Związku Radzieckiego.iv Trocki wyjaśnił, że ich fałszywe stanowisko, odrzucające obronę ZSRR, było z jednej strony odzwierciedleniem presji obcych klas (drobnomieszczańskich intelektualistów) na SWP, z drugiej strony odrzuceniem filozofii marksistowskiej (dialektyki) .
Na tych kilku przykładach możemy zobaczyć kluczową rolę, jaką walka o teorię zawsze odgrywała w historii naszego ruchu. Tym, co odróżnia Międzynarodową Tendencję Marksistowską (IMT) od wszystkich innych organizacji, jest przede wszystkim nasze zasadnicze podejście do teorii. Przez ponad półtora wieku w ramach marksizmu zbudowano naukowy program, opierając się na bazie praw rządzących ruchem społeczeństwa kapitalistycznego. To kolosalny postęp, którego musimy bronić przed wszystkimi atakami – czy to z prawa, czy z „lewa”.
IMT jest dumne ze swojej tradycji w tym względzie. W okresie, gdy wielu porzuciło idee marksizmu, w tym wielu byłych „komunistów”, my pozostawaliśmy nieprzejednani w naszej obronie podstawowych idei Marksa, Engelsa, Lenina i Trockiego. Witryna marxist.com zyskała znakomitą reputację dzięki swojej teoretycznej przejrzystości. To właśnie zdecydowanie odróżnia nas od innych tendencji w ruchu robotniczym.
Zawsze odmawialiśmy ustępstw rewizjonistom, którzy odzwierciedlają naciski burżuazyjnej i drobnomieszczańskiej ideologii. Pozostajemy całkowicie nieczuli na ogłuszający krzyk, którym domagali się oni „nowych idei” zamiast rzekomo „staromodnych” poglądów Marksa, które są w rzeczywistości najnowocześniejszymi ideami; jedynymi ideami mogącymi wyjaśnić obecny kryzys i pokazać wyjście z niego.
Upadek kultury
Są w historii okresy charakteryzujące się nastrojami pesymizmu, wątpliwości i rozpaczy. W takich czasach, tracąc wiarę w istniejące społeczeństwo i jego ideologię, ludzie szukają realnej alternatywy, która jest rewolucyjna z konieczności. Ale stare społeczeństwo, choć słaniające się na nogach, wciąż wywiera potężny wpływ. Nie dostarczając już pozytywnych motywacji, emanuje wciąż jeszcze negatywnymi nastrojami, tak jak zwłoki wydzielają nieprzyjemny zapach.
W czasach swojej młodości burżuazja wierzyła w postęp, ponieważ pomimo swojej brutalności i immanentnego wyzysku kapitalizm odgrywał bardzo postępową rolę w rozwijaniu sił wytwórczych, kładąc tym samym materialną podstawę dla wyższego etapu społeczeństwa ludzkiego: socjalizmu.
W przeszłości, kiedy burżuazja wciąż mogła odgrywać postępową rolę, kierowała się ona rewolucyjną ideologią. Wydała wtedy na świat wielkich i oryginalnych myślicieli: Locke’a i Hobbes’a, Rousseau i Diderota, Kanta i Hegla, Adama Smitha i Davida Ricardo, Newtona i Darwina. Ale intelektualna „produkcja” burżuazji w okresie jej upadku wykazuje wszystkie cechy zaawansowanego starczego rozkładu.
Postmodernistyczne pomieszanie, które w naszych czasach uchodzi za filozofię, jest samo w sobie dowodem najbardziej obrzydliwego intelektualnego bankructwa. Inteligenckie snoby, włóczące się po kampusach uniwersyteckich z poczuciem ogromnej wyższości, traktują z pogardą filozofów przeszłości. Jednakże ubóstwo treści tej tak zwanej filozofii jest tak rażące, że postmodernistyczni pseudo-myśliciele natychmiast popadają w nieistotność w porównaniu do któregokolwiek z tych wielkich myślicieli czasów minionych.
Postmodernizm ogólnie zaprzecza koncepcji postępu historycznego z tego prostego powodu, że społeczeństwo, które zrodziło postmodernizm, nie jest w stanie osiągnąć żadnego postępu. Sam fakt, że ta postmodernistyczna „narracja” może być traktowana poważnie jako nowa filozofia, jest miażdżącym potępieniem teoretycznego bankructwa kapitalizmu i burżuazyjnej inteligencji w epoce imperialistycznego upadku. Według słów Hegla: „Za pomocą tego, co jest wystarczające, by zaspokoić potrzeby ludzkiego ducha, możemy zmierzyć rozmiar jego umniejszenia”.
To nie przypadek. Obecna epoka charakteryzuje się pomieszaniem ideologicznym, apostazją, rozpadem i rozproszeniem. W tych warunkach inteligencję ogarnia nastrój pesymizmu, choć wczoraj postrzegała kapitalizm jako niekończące się źródło kariery i gwarancję komfortowego życia.
Aby ocalić bankierów, kapitalizm przygotowuje się do poświęcenia reszty społeczeństwa. Miliony ludzi stoją przed niepewną przyszłością. Ogólna ruina dotyczy nie tylko klasy robotniczej, ale obejmuje także klasę średnią, studentów i profesorów, badaczy i techników, muzyków i artystów, wykładowców i lekarzy.
W obrębie klas średnich panuje ogólny ferment, który najostrzej wyraża się wśród inteligencji. Jest to grupa, która ściśnięta między wielkimi kapitalistami a klasą robotniczą, odczuwa niezwykle niepewność własnej sytuacji. Podczas gdy niektórzy jej przedstawiciele ulegają radykalizacji „na lewo”, większość, szczególnie w środowisku akademickim, pozostaje zdominowana przez nastroje pesymizmu i niepewności.
Kiedy mówią, że „nie ma czegoś takiego jak postęp”, mają na myśli: „obecne społeczeństwo nie daje absolutnie żadnej gwarancji, że jutro nie będzie gorsze niż dzisiaj.” I takie stwierdzenie jest całkiem poprawne. Ale zamiast wyciągać wniosek, że trzeba walczyć o obalenie obecnego systemu, który zaprowadził ludzkość w historyczną ślepą uliczkę i zagraża samej przyszłości cywilizacji i kultury, jeśli nie istnieniu gatunku ludzkiego, kulą się w kącie, wycofując w siebie, ratując swoje niespokojne sumienie pocieszającą myślą, że „i tak nie ma nadziei na postęp”.
Z tych uprzedzeń, braku wizji i intelektualnego tchórzostwa nieuchronnie płyną inne, bardziej praktyczne konsekwencje: odrzucenie rewolucji na rzecz „małych kroków” (jak spory o słowa i „narracje”), wycofanie się w stronę subiektywizmu, zaprzeczenie walce klasowej, podnoszenie, że „mój ucisk jest ważniejszy niż twój”, co z kolei prowadzi do coraz większego rozdrobnienia, a ostatecznie całkowitej atomizacji ruchu.
Istnieją oczywiście pewne różnice między dzisiejszą sytuacją a ideami, z którymi Lenin walczył z taką zaciekłością w 1908 roku. Różnice te wyrażają się jednak jedynie w formie. Treść jest bardzo podobna, jeśli nie identyczna. A praktyczne konsekwencje są w stu procentach reakcyjne.
Wiek apostazji
Lenin zawsze był szczery w kwestii problemów i trudności. Jego hasłem było: zawsze mów jak jest. Czasami prawda jest ciężkostrawna, ale musimy w każdej sytuacji przekazywać prawdę. Rzeczywistość jest taka, że z uwagi na szereg okoliczności, obiektywnych i subiektywnych, ruch rewolucyjny został odrzucony w tył, a siły prawdziwego marksizmu zredukowane do niewielkiej mniejszości. To jest prawda, a ci, którzy temu zaprzeczają, oszukują tylko siebie i innych.
W ostatnich dziesięcioleciach żądanie gruntownej rewizji podstawowych postulatów marksizmu stało się nie do zniesienia. Jak słyszymy, marksizm jest synonimem „dogmatyzmu”, a nawet stalinizmu. To desperackie poszukiwanie „nowoczesnych idei”, które rzekomo zastąpią „stare, zdyskredytowane pryncypia” marksizmu, wcale nie jest przypadkiem.
Klasa robotnicza nie żyje w izolacji od innych klas i nieuchronnie znajduje się pod wpływem klas obcych i ich ideologii. Żyjemy jak również pracujemy w społeczeństwie, i ciągle znajdujemy się pod jego presją. Ogólne nastroje społeczne mogą również przeniknąć klasę robotniczą i jej organizacje. W okresach, w których nasza klasa pozostaje zasadniczo statyczna, presja burżuazji, a jeszcze mocniej drobnomieszczaństwa, nasila się.
Po długim okresie, w którym robotnicy popadli w tymczasową bezczynność, drobnomieszczańskie elementy wysunęły się na pierwszy plan w ruchu pracowniczym, odsuwając robotników na bok. Głos robotników zagłuszany jest przez chór „spryciarzy”, którzy porzucili wszelką wolę walki i chcą przekonać robotników, że rewolucja przynosi tylko łzy i rozczarowanie.
Po upadku stalinizmu zapanował ogólny nastrój konfuzji i porzucania dotychczasowych idei. Wiele osób opuściło ruch komunistyczny, a cynizm i sceptycyzm stały się modne. Rozczarowani zdradami partii socjalistycznych i komunistycznych lewicowi intelektualiści zareagowali nie zerwaniem ze stalinizmem i reformizmem, ale całkowitym odejściem od idei marksizmu i rewolucyjnego socjalizmu.
Wielu, szczególnie byłych stalinowców, porzuciło marksizm i walkę o socjalizm, i wyruszyło na poszukiwania „nowych metod” (których, jak garnca złota na końcu tęczy, nigdy nie znajdują). Dla tych starzejących się cyników wszystkie ich młodzieńcze marzenia o rewolucji wydają się teraz głupstwem („grzechy młodości”, jak lubi je nazywać arcy-rewizjonista Heinz Dieterichv). Odczuwają silną potrzebę rozliczania się z przeszłością, korygowania tych młodzieńczych „wybryków”, a tym samym zniechęcania nowego pokolenia do podążania „drogą grzechu”.
Organizacje ruchu robotniczego były stopniowo spychane na prawo. Robotnicy zostali wyparci przez karierowiczów z klasy średniej, którzy objęli wiodące stanowiska. To z kolei spowodowało, że wielu robotników popadło w apatię, co doprowadziło do jeszcze większego zwiększenia się wpływów drobnomieszczaństwa.
W takich okresach głos robotników zagłuszany jest przez chór reformistów domagających się „innowacji”, takich jak „nowy realizm”, „New Labour” itd. Dominują wtedy idee drobnomieszczańskie. Koncepcje polityki klasowej i rewolucyjnego socjalizmu ogłaszane są jako „staromodne”. Zamiast „dogmatycznego marksizmu” mamy wiele, naprawdę wiele różnych pomysłów: pacyfizm, feminizm, ekologizm – w rzeczywistości każdy „izm” jaki tylko można zapragnąć, z wyjątkiem, oczywiście, socjalizmu i marksizmu.
Trocki swego czasu zajmował się takim zjawiskiem, gdy pisał w „Programie przejściowym” w 1938 roku:
„Tragiczne klęski światowego proletariatu w ciągu szeregu długich lat skazały oficjalne organizacje na jeszcze większy konserwatyzm i popchnęły zarazem rozczarowanych drobnomieszczańskich „rewolucjonistów” do poszukiwań „nowych słów”. Jak zawsze w epokach reakcji i upadku, zewsząd pojawili się znachorzy i szarlatani. Chcą oni poddać rewizji cały bieg rewolucyjnej myśli. Zamiast uczyć się w oparciu o przeszłość, oni ją „odrzucają”. Jedni odkrywają beztreściowość marksizmu, inni głoszą klęskę bolszewizmu. Jedni składają na rewolucyjną doktrynę odpowiedzialność za błędy i zbrodnie tych, którzy ją zdradzili; inni przeklinają medycynę, dlatego że nie zapewnia ona natychmiastowych i cudownych uzdrowień. Bardziej odważni obiecują odkryć panaceum, a w oczekiwaniu nań zalecają przyhamować walkę klasową. Liczni prorocy nowej moralności zamierzają odrodzić ruch robotniczy przy pomocy etycznej homeopatii. Większość tych apostołów zdążyła zostać moralnymi inwalidami zanim trafiła na pola bitew. I tak pod pozorem nowych słów proletariatowi proponuje się stare recepty, dawno pogrzebane w archiwach przedmarksowskiego socjalizmu.”vi
Dzisiaj sprawy mają się nie lepiej z ultra-lewicowymi sektami, które wiodą żałosną egzystencją na marginesie ruchu robotniczego. Choć w każdym wypowiadanym zdaniu przywołują Marksa, Lenina i Trockiego, nie zadają sobie nawet trudu, aby wydawać ich dzieła, preferując bardziej „nowoczesne” (lub „postmodernistyczne”) idee, które bezkrytycznie przejęli od burżuazji i drobnomieszczaństwa. Sekta mandelowców (tak zwany Zjednoczony Sekretariat IV Międzynarodówki)vii jest tego najwyraźniejszym przykładem.
Z drugiej strony, sekty takie jak taffowcy (CWI)viii czy cliffowcy (SWP)ix w Wielkiej Brytanii, a także Lutte Ouvrière we Francjix, wpadają z powrotem w bagno „ekonomizmu”, które Lenin ostro potępiał. Demagogiczna maska „workeryzmu” i odrzucenie studentów oraz intelektualistów jako całości stanowi jedynie fasadę, mającą ukryć pogardę dla teorii, i zastąpić rewolucyjną politykę tak zwanymi: „polityką praktyczną” i „problemami chleba i masła”. Trudno stwierdzić, które odchylenie od prawdziwego marksizmu jest gorsze.
„Nowe idee w miejsce starych”
W baśni o Aladynie zły czarnoksiężnik przebiera się za ulicznego handlarza i oferuje możliwość bezpłatnej wymiany starych lamp na nowe i lśniące. Księżniczka Aladyna bez zastanowienia przyjmuje tę propozycję i w ten sposób traci lampę z dżinem. Bez wątpienia jest to interesująca opowieść, ale zawiera także ważne przesłanie: głupotą jest wymieniać rzeczy o sprawdzonej wartości na lśniące złoto, które okazuje się iluzoryczne.
Ironią losu jest to, że właśnie w tym czasie, gdy kryzys kapitalizmu całkowicie potwierdził słuszność idei marksizmu, na tzw. „lewicy” na wyścigi próbuje się wyrzucić marksistowską teorię za burtę, jak gdyby była ona tylko bezużytecznym balastem. Byli „komuniści” nie mówią już nawet o socjalizmie, a pisma Marksa i Engelsa wyrzucili na śmietnik.
Idee rewolucyjnego marksizmu przedstawiane są jako przestarzałe i nieistotne. Intelektualiści i „postępowcy” z klasy średniej prześcigają się próbując zdyskredytować marksizm. Ta ogólna atmosfera pomieszania ideologicznego, kwestionowania marksistowskiej „ortodoksji” i odrzucenia teorii może wywierać szkodliwe skutki nawet w naszych szeregach.
To nie pierwszy raz gdy tak się dzieje. Takie antyrewolucyjne tendencje „reformatorskie” były zawsze obecne w ruchu robotniczym. Jak widzieliśmy, Marks i Lenin, Engels i Trocki musieli radzić sobie z tą samą kampanią na rzecz „nowych idei”, stanowiącymi od zawsze okrzyk bitewny każdego rewizjonisty począwszy od Dühringa i Bernsteina. Niektóre z tych „współczesnych alternatyw” omówione zostały w książce Alana Woodsa, „Reformizm lub rewolucja, socjalizm XXI wieku, odpowiedź Heinzowi Dieterichowi”.
To nieustanne dążenie do rewizji marksizmu odzwierciedla przygnębienie warstwy starszych działaczy, którzy zdemoralizowani przez minione porażki, stracili wolę walki o rewolucyjną zmianę, ale pragną ocalić swe sumienie udając marksistów, którzy stając się „ starsi i mądrzejsi ”zrozumieli, że„ dawne idee ”były tylko utopijnymi snami, nie mającymi praktycznego związku z istniejącym światem.
Jedynym celem takiej argumentacji jest odwrócenie uwagi młodzieży, spowodowanie maksymalnego zamieszania i ustanowienie barier uniemożliwiających nowemu pokoleniu uzyskania dostępu do marksizmu. To tylko lustrzane odbicie kampanii burżuazji przeciwko socjalizmowi i komunizmowi. Ale o wiele bardziej niebezpieczna i szkodliwa, ponieważ jest to kampania prowadzona pod fałszywym sztandarem.
Zwolennicy takiego stanowiska są radykalnie przeciwni rewolucji i socjalizmowi, ale nie mają odwagi żeby się do tego przyznać – być może nawet wobec samych siebie (do jakiego stopnia wierzą w nonsensy, które wypisują, określić może tylko biegły psycholog). Ukrywają swoje reakcyjne, antyrewolucyjne i antysocjalistyczne przesłanie pod grubą warstwą „lewicowej” i „radykalnej” frazeologii, która utrudnia większości ludzi prawidłową identyfikację. Idee socjalizmu są rozwadniane, poprawiane lub po prostu odrzucane.
Tendencja marksistowska nie jest odporna na naciski kapitalizmu. Pesymistyczne i pełne dezorientacji nastroje wśród intelektualistów klasy średniej mogą czasem znaleźć echo w ruchu marksistowskim, gdzie przejawiają się jako ciągły atak na „ośmieszającą ortodoksję” i ciągłe apele o „coś nowego”, które bardzo przypominają nam ofertę czarnoksiężnika z bajki o Aladynie.
Niebezpieczeństwa pracy wśród studentów
Rewolucyjni socjaliści przyzwyczaili się do wściekłych ataków na socjalizm i komunizm – nie tylko ze strony otwartych apologetów kapitalizmu i imperializmu, ale także ze strony reformistów (zarówno prawicowej jak i lewicowej odmiany), a także ze strony tzw. radykalnej drobnomieszczańskiej inteligencji, której niektórzy przedstawiciele chcą walczyć z kapitalizmem, ale nie mają pojęcia, jak to zrobić.
Kładziemy duży nacisk na wagę pracy wśród studentów i młodzieży, co daje nam bardzo poważne wyniki, nie tylko w Brytanii, ale także w wielu innych krajach, w tym w USA i Kanadzie. Musimy kontynuować tę orientację w dającej się przewidzieć przyszłości, ale musimy również dokładnie rozważyć sposób jej realizacji.
To prawda, że praca wśród studentów daje nam ogromne możliwości. Ale prawdą jest również, że niesie ona wiele zagrożeń i niebezpieczeństw. Musimy zawsze mieć oczy otwarte na te niebezpieczeństwa, aby uniknąć bardzo poważnych konsekwencji. Należy pamiętać, że uniwersytety są środowiskiem nam obcym, pełnym ludzi z wrogich klas, i znajdują się pod przemożnym wpływem burżuazyjnych i drobnomieszczańskich idei.
Środowisko studenckie pozostaje w przeważającej mierze burżuazyjne i drobnomieszczańskie, co dotyczy także studentów wywodzących się z klasy robotniczej. W wielu przypadkach zbyt mocno pragną piąć się w górę po drabinie społecznej, w wyścigu po karierę lekarzy, prawników i polityków, następnie zaś najlepiej zepchnąć ją w dół, pozostawiając swoją klasę daleko w tyle. Może nie zawsze tak jest, ale niestety aż nazbyt często.
Uniwersytety są pasem transmisyjnym służącym rozpowszechnianiu reakcyjnych burżuazyjnych poglądów w społeczeństwie. Stanowią niejako cieplarnie, w których burżuazja hoduje tysiąc i jedną dziwnych i cudownych idei, aby zmylić i wprowadzić młodzież w błąd, i odciągnąć ją od rewolucji. Uniwersytety nie są „świątyniami nauki”, ale fabrykami, służącymi masowej produkcji ideologicznych obrońców kapitalizmu.
W epoce schyłkowego gnicia kapitalizmu uniwersytety stały się trującym bagnem, w którym kwitną reakcyjne idee i nikt zdaje się nie mieć odwagi, by stawić im czoła.
Pierwszym obowiązkiem marksistowskich studentów jest zwalczanie tych poglądów – nie tylko otwarcie reakcyjnych idei burżuazyjnego akademickiego establishmentu, ale także niezliczonych niejasnych koncepcji „postępowych” i „radykalnych” drobnomieszczańskich elementów, które udają, że są przeciw systemowi, ale w praktyce ograniczają się do bezsilnego miotania się w proteście przeciwko temu lub innemu objawowi ogólnego kryzysu.
Ideologiczna broń reakcji
To nie przypadek, że zwolennicy wyżej opisanych idei zyskali popularność na uniwersytetach pod koniec lat 80. lub 90. Gdy walka klasowa uległa złagodzeniu, na uniwersytetach przeprowadzono szeroko zakrojoną kampanię antymarksistowską. Osoby zaangażowane w ruchy rewolucyjne lat 70. i wczesnych 80. zostały przeniesione na uniwersytety i umieszczone w wygodnych miejscach pracy aby atakowały marksizm.
Ataki te należały częściowo do prymitywnego, otwarcie prokapitalistycznego rodzaju, ale inne były bardziej zawoalowane i przebiegłe. Polityka intersekcjonalizmu i tożsamości dała „lewicowym” intelektualistom wygodny sposób na porzucenie walki klasowej i socjalizmu, przy jednoczesnym pozostaniu na froncie walki o „postępowe kwestie”.
Nie przypadkiem idee te są dziś rozpowszechniane w systemie edukacji przez klasę rządzącą. Chociażby odnośnie teorii queer zauważyć można, że powstała ona na fali postmodernizmu i innych idealistycznych i subiektywistycznych idei, które rozwinęły się w reakcji na marksizm w ostatnich dziesięcioleciach. Niedawno odtajniony raport CIA z 1985 roku, zatytułowany „Francja: dezercja lewicowych intelektualistów” (ang. France: Defection of the Left Intellectuals) ujawnia radość tej niesławnej agencji wywiadowczej z dryfowania środowisk akademickich na prawo:
„Niepowodzenia polityki Mitterranda i krótkotrwały sojusz z komunistami mogły przyspieszyć niezadowolenie z jego rządu, ale lewicowi intelektualiści dystansują się od socjalizmu – zarówno partii, jak i ideologii – przynajmniej od wczesnych lat siedemdziesiątych. Kierowani przez grupę młodych renegatów z szeregów komunistycznych, którzy określili się jako Nowi Filozofowie, wielu intelektualistów z Nowej Lewicy odrzuciło marksizm i rozwinęło głęboko zakorzenioną niechęć do Związku Radzieckiego. W rzeczywistości postawa antyradziecka stała się kamieniem węgielnym legitymizacji w kręgach lewicowych, osłabiając tradycyjny antyamerykanizm lewicowych intelektualistów i pozwalając amerykańskiej kulturze – a nawet rozwiązaniom politycznym i gospodarczym – stać się nową modą” (podkreślenia IMT).
W raporcie czytamy dalej:
„Bankructwo marksistowskiej ideologii. Niezadowolenie z marksizmu jako systemu filozoficznego, będące częściąszerszego odwrotu od ideologii pośród intelektualistów wszystkich odcieni politycznych – było źródłem szczególnie silnego i powszechnego rozczarowania intelektualnego tradycyjną lewicą. Raymond Aaron pracował przez długie lata, aby zdyskredytować swojego dawnego współlokatora ze studiów – Sartre’a – a za jego pośrednictwem całą intelektualną konstrukcję francuskiego marksizmu. Jeszcze bardziej skuteczni w podważaniu marksizmu byli jednak ci intelektualiści, którzy jako prawdziwie wierzący zastosowali marksistowską teorię w naukach społecznych, ale zakończyli to przemyśleniem i odrzuceniem całej tradycji.”
„Wśród powojennych francuskich historyków wpływowa szkoła myśli związana z Markiem Blochem, Lucienem Febvre i Fernandem Braudelem przytłoczyła tradycyjnych historyków marksistowskich. Szkoła Annales, jak wiadomo z jej głównego czasopisma, postawiła na głowie francuski sposób badania i nauczania historii w latach 50. i 60. XX wieku, przede wszystkim poprzez zakwestionowanie, a następnie odrzucenie dominujących dotychczas marksistowskich teorii postępu historycznego. Chociaż wielu zwolenników tego nowego kursu utrzymuje, że „wywodzą się z tradycji marksistowskiej”, mają na myśli jedynie to, że używają marksizmu jako krytycznego punktu wyjścia do próby odkrycia faktycznych tendencji w historii społecznej. W przeważającej części dochodzą oni do wniosku, że marksistowskie pojęcia dotyczące społecznych struktur z przeszłości – relacji społecznych, przebiegu wydarzeń i ich wpływu w długim okresie – są uproszczone i nieważne. W dziedzinie antropologii wpływowa szkoła strukturalistyczna związana z Claude’em Levi-Straussem, Foucaultem i innymi spełniła praktycznie tę samą misję. Chociaż zarówno strukturalizm, jak i metodologia Annales przeżywały ciężkie czasy (krytycy oskarżają ich o to, że są zbyt trudne dla niewtajemniczonych), wierzymy, że dokonane przez nich totalne zniszczenie wpływów marksistowskich w naukach społecznych prawdopodobnie przetrwa jako głęboki wkład we współczesne nauczanie we Francji jak i gdzie indziej w Europie Zachodniej.” (podkreślenia IMT)
Podobnie, CIA potajemnie wspierała szereg lewicowych publikacji „antytotalitarnych”, takich jak „Partisan Review”, „Der Monat” (który publikował m. in. artykuły Adorno i Hanny Arendt), „Mundo Nuevo” itd. Powszechnym tematem w tych czasopismach była obrona „intelektualisty” w przeciwieństwie do walki klasowej.
Właśnie w umysłach tych intelektualistów zrodziły się burżuazyjne i drobnomieszczańskie idee dominujące dziś na uniwersytetach. Foucault jest postrzegany jako ojciec teorii queer. Gdy walka klasowa osłabła, w obliczu niezliczonych zdrad liderów ruchu robotniczego, te panie i ci panowie doszli do wniosku, że tak naprawdę to walka klasowa i klasa robotnicza były problemem, a nie jej przywództwo. Po prostu dostosowali swoją „filozofię” do interesów burżuazji i biurokracji związkowej. Ich zdaniem walka klasowa rozpadła się w nieskończoną serię drobnych walk niemających wspólnego mianownika.
O ile uznawali walkę klasową, eksponowali jednak rzekome „zacofanie” klasy robotniczej i wzywali do zmiany „dyskursu”, a nie do wymiany tchórzliwych przywódców, stojących na czele ruchu. Jak czytamy w raporcie CIA, klasa rządząca, daleka od poczucia zagrożenia jakimkolwiek z tych „radykalnych” modnych pomysłów, z całego serca przyjęła je jako cenne narzędzie w ideologicznej walce z marksizmem.
„Intersekcjonalizm” i „polityki tożsamości”
Jednym z najnowszych wariantów polityki tożsamości, zdobywającym popularność wśród radykalnego drobnomieszczaństwa, jest koncepcja intersekcjonalizmu. Nie jest to tylko niewielkie odchylenie lub zamieszanie ze strony młodych ludzi o dobrych intencjach, ale całkowicie wsteczna, reakcyjna i kontrrewolucyjna ideologia, z którą musimy walczyć wszelkimi dostępnymi nam środkami.
Klasa rządząca zawsze starała się wzbudzać podziały w klasie robotniczej, stosując starożytną zasadę „dziel i rządź”. Burżuazja używa wszelkich możliwych środków, aby obrócić jedną część robotników przeciwko drugiej: rasizm, kwestia narodowa, język, płeć lub religia – każda z tych kwestii była i jest nadal używana, aby podzielić klasę robotniczą i odwrócić jej uwagę od walki klasowej: bogatych przeciwko biednym, wyzyskiwaczy przeciwko wyzyskiwanych.
Ten fakt jest dobrze znany i rozumiany przez prawie wszystkich na lewicy. Ale walcząc z rasizmem, seksizmem i innymi formami ucisku istniejącymi w społeczeństwie, można łatwo popaść w przeciwną skrajność, porzucając klasowy punkt widzenia i zaczynając grę według reguł ustanowionych przez klasę rządzącą, stawiając to, co nas dzieli, ponad wszystko inne, ignorując przyczyny ucisku w społeczeństwie klasowym, promując partykularne interesy tej czy innej grupy ze szkodą dla potrzeby zjednoczenia klasy robotniczej.
Większość ludzi koncentrujących się na konkretnych formach ucisku, ignoruje lub umniejsza znaczenie rzeczywistej podstawy ucisku jaką jest społeczeństwo klasowe samo w sobie. Sprzeciwiają się wszelkim próbom zjednoczenia klasy robotniczej w rewolucyjnej walce z Kapitałem, nalegając, abyśmy skoncentrowali się na tej czy innej kwestii. Efekty takich praktyk są skrajnie negatywne.
W coraz większej liczbie przypadków władze uniwersyteckie i związki studenckie, ukrywając się za „poprawnością polityczną”, polityką tożsamości i rzekomym pragnieniem ochrony wrażliwości niektórych osób, praktykują politykę rażącej dyskryminacji i cenzury, zabraniając ludziom wypowiadania swoich poglądów – nie tylko rasistom i faszystom, ale także w coraz większym stopniu lewicowcom.
Poniższy przykład z Kanady jest wystarczający, aby unaocznić kontrrewolucyjne działania takich grup. Po wyborach w USA (w 2016 r. – przyp. tłum.) grupa młodzieży w Toronto spontanicznie próbowała zorganizować demonstrację przeciw Trumpowi za pośrednictwem Facebooka. Ci młodzi ludzie zostali natychmiast zalani potokiem zniewag i oszczerstw, rzucanych przez „tożsamościowców”, którzy potępiali młodych aktywistów w najbardziej okrutny sposób za brak czarnoskórego mówcy itp. itd. W rezultacie młodzi ludzie, całkiem zastraszeni, zostali zdemoralizowani i przestali się angażować. Nie jest to przypadek odizolowany, ale jest zupełnie typowy dla reakcyjnych praktyk zwolenników polityki tożsamości.
Nadszedł czas, aby nazwać rzeczy ich prawdziwym imieniem, tzn. jasno powiedzieć, że polityka tożsamości i wszystkie powiązane z nią bzdury, które podniosły głowę w ostatnich latach, są całkowicie reakcyjne i należy je zwalczać z maksymalnym zaangażowaniem.
Kwestia narodowa
Można nakreślić pewną analogię między tzw. polityką tożsamości a kwestią narodową. Oczywiście jak każda analogia ma ona swoje ograniczenia. Ale w tym przypadku jest ona bardzo uderzająca i można ją wyrazić prostymi słowami: marksiści są przeciwni wszelkim formom ucisku lub dyskryminacji i zwalczają je, niezależnie od tego, czy ich podstawą są: narodowość, płeć, pochodzenie etniczne, język, religia czy cokolwiek innego. I to wystarczy.
Marksiści będą bronić uciskanych narodów przed potężnymi i drapieżnymi państwami imperialistycznymi. Jesteśmy przeciwni uciskowi we wszystkich jego formach. To jest nasz punkt wyjścia. Ale te elementarne propozycje w żadnym wypadku nie wyczerpują pytania o marksistowskie podejście do kwestii narodowej. Poza A, B i C w alfabecie jest więcej liter.
Marks wyjaśnił, że zagadnienie wyzysku proletariusza przez kapitalistę jest zawsze najważniejsze, a kwestia narodowa jest jej podporządkowana. Prawo narodów do samostanowienia nie jest absolutnym prawem, istniejącym abstrakcyjnie poza czasem i przestrzenią. Musi być zawsze podporządkowane ogólnym interesom międzynarodowej rewolucji proletariackiej. Lenin często podkreślał to stanowisko. Walka klasy robotniczej z kapitalizmem wymaga całkowitej solidarności i najwyższej jedności robotników wszystkich narodowości.
Walcząc z każdym przejawem narodowego ucisku lub dyskryminacji, należy przeciwstawić się próbom podejmowanym przez burżuazyjnych i drobnomieszczańskich nacjonalistów podporządkowania robotników nacjonalistycznym poglądom i polityce. W pracy „O prawie narodów do samookreślenia” z 1914 r. Lenin pisał:
„Robotnikowi najemnemu jest wszystko jedno, czy jego głównym wyzyskiwaczem będzie burżuazja wielkoruska w pierwszym rzędzie przed burżuazją obcoplemienną, czy burżuazja polska w pierwszym rzędzie przed żydowską itd. Robotnik najemny, który uświadomi sobie interesy swojej klasy, obojętny jest zarówno na przywileje państwowe kapitalistów wielkorosyjskich, jak na obiecanki kapitalistów polskich lub ukraińskich, że wprowadzony zostanie raj na ziemi, gdy oni posiadać będą przywileje państwowe. Rozwój kapitalizmu posuwa się i będzie posuwał się naprzód tak czy inaczej, zarówno w jednym narodowościowo mieszanym państwie, jak i w odrębnych państwach narodowych.”xi
Powszechnie wiadomo, że Lenin konsekwentnie popierał prawo narodów do samostanowienia, aż do odłączenia się włącznie. Ale to tylko jedna strona równania. Lenin bronił także jedności klasy robotniczej i jej organizacji, i był bezwzględnie przeciwny wszelkim sugestiom, aby zakładać organizacje robotnicze w oparciu o podziały etniczne (czy ośmielimy się powiedzieć: „w oparciu o tożsamości”?)
W swoich pismach wokół kwestii narodowej, obok kładzenia nacisku na prawo narodów do samostanowienia aż do odłączenia się od istniejącego państwa włącznie, Lenin podkreślał również, że marksiści powinni wyraźnie wytyczyć granicę między sobą a drobnomieszczańskimi nacjonalistami i demokratami:
„Po drugie, w naszym kraju nieunikniona walka o oddzielenie proletariatu od burżuazyjnej i drobnomieszczańskiej demokracji – walka, która jest zasadniczo taka sama w każdym kraju – jest prowadzona pod warunkiem całkowitego teoretycznego zwycięstwa marksizmu, tak na Zachodzie i w naszym kraju. Walka ta jest więc nie tyle walką o marksizm, ile walką przeciwko wszelkim drobnomieszczańskim teoriom ukrytym za <<prawie marksistowskimi>> frazesami.”xii
Zawsze będziemy bronić praw uciskanych narodów przed uciskającymi. Ale to nie znaczy, że musimy akceptować wybryki burżuazji tych uciskanych narodów lub podporządkowywać interesy klasy robotniczej ich żądaniom. Wręcz przeciwnie, podstawowym obowiązkiem robotników uciskanego narodu jest prowadzenie nieubłaganej walki z własną burżuazją narodową, eksponowanie jej demagogicznych haseł i przeciwstawianie się wszelkim próbom podporządkowania robotników narodu uciskanego własnej burżuazji.
W „Prawie narodów do samookreślenia”, pracy napisanej w okresie od lutego do maja 1914 r., Lenin pisał: „Burżuazja wysuwa zawsze swe żądania narodowe na plan pierwszy. Stawia je w sposób absolutny. Jeśli chodzi o proletariat, zadania te podporządkowane są interesom walki klasowej.”xiii
Żydzi cierpieli w carskiej Rosji najbardziej dotkliwy ucisk. Żydowscy robotnicy byli podwójnie uciskani – jako robotnicy, a także jako Żydzi. Bolszewicy opowiadali się za pełnymi prawami dla Żydów i walczyli z bronią w ręku przeciwko antysemickim pogromowcom. Jednak Lenin w najbardziej stanowczy sposób potępił starania żydowskiej partii robotniczej Bund o przyznanie jej specjalnego statusu w ramach Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Lenin odmawiał Bundowi prawa do wyłącznego prawa do wypowiadania się w imieniu żydowskich robotników. Zdaniem przywódcy bolszewików akceptacja takich roszczeń oznaczałoby odejście od polityki proletariackiej i podporządkowanie robotników polityce burżuazji. Bundowcy byli zgorszeni i zaatakowali Lenina za rzekomy brak wrażliwości na problemy narodu żydowskiego, ale Lenin tylko wzruszył ramionami. Zasady proletariackiej jedności klasowej i internacjonalizmu musiały mieć pierwszeństwo przed kwestią narodową.
Naszkicujmy analogię między postawą Lenina wobec ucisku narodowego a kwestią „polityki tożsamości” w ogóle, a w szczególności feminizmu. Burżuazyjne i drobnomieszczańskie feministki, podobnie jak burżuazyjni nacjonaliści, kategorycznie domagają się, aby kwestia płci miała pierwszeństwo przed wszystkimi innymi, a kobiety z klasy robotniczej musiałyby identyfikować się ze wszystkimi innymi kobietami, w tym przede wszystkim „sprytnymi” burżuazyjnymi i drobnomieszczańskimi intelektualistkami, które kierują ruchem feministycznym.
Odpowiadamy na ich natarczywe żądania w następujący sposób: chociaż będziemy walczyć w obronie praw kobiet, nie jesteśmy skłonni do podporządkowania się kierownictwu burżujek i drobnomieszczanek, które pod płaszczykiem walki o prawa „wszystkich” kobiet, realizują swoje interesy klasowe. Interesy proletariuszek są zasadniczo takie same jak interesy mężczyzn-proletariuszy. Wszyscy są uciskani i wykorzystywani przez bankierów i kapitalistów i nie ma dla nich znaczenia, czy ci bankierzy i kapitaliści są mężczyznami czy kobietami.
Kobiety-robotnice są uciskane nie tylko jako proletariuszki, ale także jako kobiety i stoją przed konkretnymi problemami które należy rozwiązać w ramach naszych żądań programowych. Nie możemy jednak ufać burżuazyjnym i drobnomieszczańskim elementom w walce o żądania kobiet z klasy robotniczej, ponieważ ich interesy nie pokrywają się i są ze sobą antagonistyczne.
W przypadku kwestii narodowej antagonizm między robotnikami oraz chłopami a burżuazją narodową często wyrażał się w postaci wojny domowej. Jakie było stanowisko bolszewików w takich sytuacjach? Weźmy konkretny przykład z rewolucji rosyjskiej. Czy ruch narodowy w Finlandii był postępowy czy reakcyjny? Bolszewicy przyznali prawo do samostanowienia represjonowanym narodom, w tym Finom i Polakom. Ale to tylko połowa historii. W Finlandii doszło do wojny domowej między bolszewikami i Białymi, którzy walczyli pod sztandarem fińskiej niepodległości.
Nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że gdyby bolszewicy byli wystarczająco silni militarnie, interweniowaliby w Finlandii by zmiażdżyć burżuazyjnych nacjonalistów i wesprzeć robotników, a zwycięstwo fińskiego proletariatu zamiast utworzenia niepodległej burżuazyjnej Finlandii doprowadziłoby do dołączenia fińskiej republiki radzieckiej do ZSRR.
Trocki napisał kiedyś, że nacjonalizm uciśnionych może być „zewnętrznym przejawem niedojrzałego bolszewizmu”. To twierdzenie jest całkowicie poprawne – w niektórych przypadkach. Ale nie zawsze tak jest. Nacjonalizm uciskanych narodowości może być zewnętrznym przejawem niedojrzałego bolszewizmu, ale równie dobrze może być zewnętrznym przejawem rodzącego się faszyzmu. Zależy to od konkretnych okoliczności.
Przykładowo, gdyby równowaga sił była inna, prawo Finów do samostanowienia zostałoby całkowicie podporządkowane interesom międzynarodowej rewolucji proletariackiej. Niestety, Rosja Radziecka nie dysponowała wtedy jeszcze Armią Czerwoną, przez co rewolucja fińska została stłumiona przez Białych. W tej sytuacji byłoby całkowicie reakcyjnym twierdzić, że nacjonalizm fiński był „zewnętrznym przejawem niedojrzałego bolszewizmu”. Przytoczyć można wiele podobnych przykładów.
Rasizm i polityka tożsamości
Stany Zjednoczone to niezwykle zróżnicowany kraj, w dużej mierze ze względu na długą i brutalną historię, pełną wojen, podbojów i niewolnictwa. W czasach gdy młody amerykański kapitalizm był pewny siebie i swojej przyszłości (przez co mógł absorbować niekończące się fale imigrantów) zapisał na Statui Wolności: „Dajcie mi swoje zmęczone, biedne, skulone masy pragnące wolności”. Teraz zmieniło się to w swoje przeciwieństwo. Zepsucie późnego amerykańskiego kapitalizmu znajduje wyraz w reakcyjnej, ksenofobicznej i krótkowzrocznej polityce Donalda Trumpa. Hasło: „Najpierw Ameryka” oznacza próbę powrotu do starej polityki izolacjonizmu w czasach, gdy USA nie mogą się „wyizolować” ze świata, a tym samym ze światowego kryzysu kapitalizmu.
Reakcyjna demagogia Trumpa ma na celu zmylić robotników amerykańskich, obwiniając imigrantów i cudzoziemców o bezrobocie i biedę. Zaobserwować można nasilenie się rasizmu i rosnące poczucie lęku wśród imigrantów i niebiałych mieszkańców kraju. Wśród tych grup idea „polityki tożsamości” może znaleźć echo. Jest to całkiem zrozumiałe. Ale jak ze wszystkim: słuszna idea, gdy doprowadzić ją do skrajności, staje się swoim przeciwieństwem.
Stany Zjednoczone mają długą historię „tożsamości”, która jest znacznie starsza niż obecna „polityka tożsamości”. Pojęcie tożsamości w znaczeniu identyfikowania się jako Amerykanie irlandzkiego, włoskiego, żydowskiego pochodzenia itd. wykorzystywane było jako argument za ideą, że amerykańscy pracownicy powinni identyfikować się ze swoimi szefami: Irlandczycy z Irlandczykami, Włosi z Włochami, Żydzi z Żydami, a ostatnio czarni i latynoscy robotnicy z czarnymi i latynoskimi kapitalistami. Służyło to reakcyjnym celom: do dzielenia pracowników według ich pochodzenia etnicznego, a tym samym osłabienia klasy robotniczej jako całości.
Mimo to, dla młodej czarnoskórej osoby chęć potwierdzenia swojej tożsamości i poczucie dumy z niej jest zrozumiałą i uzasadnioną reakcją na zinstytucjonalizowany rasizm, który od pokoleń żywił pogardę dla Czarnych, odmawiając im jakiegokolwiek miejsca w historii i kulturze kraju ich urodzenia. To samo poczucie rozwijają niektóre rdzenne grupy w Ameryce Łacińskiej, które zmęczone wyzyskiem i nałożonym im jarzmem, głoszą dumę z bycia rdzennymi mieszkańcami kontynentu i chcą bronić swojego języka i kultury.
Podobnie oczywistym jest, że marksiści muszą aktywnie przeciwstawiać się wszelkiej dyskryminacji i uciskowi ludzi ze względu na ich orientację seksualną, pochodzenie etniczne lub tożsamość płciową, walcząc o zniesienie wszelkich reakcyjnych praw dotyczących małżeństwa itp. To nieodłączna część ogólnej walki z prawicą i klasą rządzącą. Marksiści potępiają wszelki ucisk i niesprawiedliwość, jakie wywołuje kapitalizm, bez względu na to, kto jest ich ofiarą. Wszystkie plagi kapitalizmu, od wyzysku kobiet, przez katastrofy ekologiczne po ucisk małych narodów, napełniają nas gniewem na system. Stajemy pod hasłem „Krzywda jednego jest krzywdą wszystkich”. Marksizm jest wszechobejmującą teorią walki o wyzwolenie ludzkości i stawia klasę robotniczą na czele tej walki, ponieważ jest ona najbardziej rewolucyjną klasą społeczną, odgrywa szczególną rolę w produkcji i społeczeństwie, a także ponieważ jest ona bezpośrednim produktem systemu kapitalistycznego. Ta wiodąca rola klasy robotniczej w walce z wszelkiego rodzaju uciskiem wynika również z jej własnych warunków życia i pracy, które zawierają, w formie embrionalnej, elementy przyszłego społeczeństwa socjalistycznego, które wyeliminuje podział na klasy, ucisk jednego narodu przez inny i, oczywiście, wyzysk kobiet przez mężczyzn.
Ta czynna solidarność jest całkowicie niezgodna z pojęciem „przymierza”, która wynika z nacisku kładzionego przez proponentów „polityki tożsamości” na subiektywne doświadczenie. Ponieważ argumentuje się, że tylko ci, którzy doświadczyli ucisku, są w stanie go zrozumieć i z nim walczyć, a ci, którzy popierają walkę uciskanych i marginalizowanych grup, zostają sprowadzeni do drugorzędnej roli biernych „kibiców”.
Ale tak zwana „polityka tożsamości” jest w rzeczywistości szkodliwa dla sprawy kobiet, Afroamerykanów, imigrantów, Indian i osób LGBT. Pogłębia podziały rasowe, twierdząc, że je zasypuje, dławi wolność słowa i uniemożliwia racjonalną debatę. Polityczni demagodzy i drobnomieszczańscy fanatycy, zastępujący argumenty wykrzykiwanymi oskarżeniami, spychają na margines każdego, kto ośmiela się kwestionować ich „poprawność polityczną”. W ten sposób tworzy się atmosferę histerii.
Ludzie ci przyjmują, że ważne zagadnienia polityczne i społeczne można sprowadzić do problemów uciskanych grup. Zdają się uważać, że stawianie żądań sprawiedliwości wyznaczanej kolorem skóry czy płcią zlikwiduje wszystkie niedomagania naszego społeczeństwa. W rzeczywistości cierpienia uciskanych mniejszości są odzwierciedleniem głębokich sprzeczności kapitalizmu, a nie ich przyczyną. Stawianie kwestii w opisany wyżej sposób odwraca uwagę od prawdziwych problemów i sieje niekończące się zamieszanie i podział. Ludzie ci oskarżają marksistów o ignorowanie walki uciskanych. Mówią, że czekamy na rewolucję, która rozwiąże wszystkie problemy i że nie mamy odpowiedzi „na tu i teraz”. Nic nie może być dalsze od prawdy. My – marksiści – proponujemy klasowe metody walki z uciskiem. Proponujemy taktykę walki masowej przeciwko wszelkiej niesprawiedliwości. Zwolennicy reformatorskiej polityki tożsamości majstrują przy parytetach i legalizmach, pozostawiając strukturę kapitalizmu nienaruszoną. Sieją zamieszanie i dzielą ludzi na coraz mniejsze grupy, czyniąc ich bezsilnymi w walce z prawdziwym źródłem ucisku i wyzysku. Jako marksiści wyjaśniamy jedynie, że problemy uciskanych są odzwierciedleniem głębokich sprzeczności społeczeństwa klasowego i utopijna jest wiara, że sprzeczności te można całkowicie rozwiązać pozostawiając nienaruszonym system kapitalistycznego niewolnictwa. Tylko jak najszersza jedność wszystkich uciśnionych i wyzyskiwanych pozwoli na walkę z opresją już dziś i przygotuje drogę do obalenia systemu kapitalistycznego.
Polityka podziałów
Nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że rasizm jest poważną kwestią w społeczeństwie kapitalistycznym. Klasa rządząca od zawsze wykorzystywała go do dzielenia i osłabiania klasy robotniczej, nastawiając jedną jej grupę przeciwko drugiej na podstawie pochodzenia etnicznego, koloru skóry, języka itp. Walka z rasizmem we wszystkich jego postaciach jest zatem priorytetem dla marksistów, którzy zawsze będą dążyć do osiągnięcia maksymalnej jedności klasy robotniczej w starciu z kapitałem.
W żadnym zaawansowanym kraju kapitalistycznym walka z rasizmem nie odgrywa tak wielkiej roli jak w Stanach Zjednoczonych. Pojawienie się ruchu Black Lives Matter jest wyrazem woli milionów Afroamerykanów do walki z przemocą policyjną, dyskryminacją i rasizmem. Jest to jak najbardziej postępowe i należy ten ruch wspierać.
Jednak tendencja do „teoretyzacji” tego zjawiska została doprowadzona do przesady, która może mieć negatywne skutki, szczególnie dla walki czarnych Amerykanów o należne im prawa. Marksiści walczą z rasizmem i przemocą policyjną, ale nie jesteśmy zobowiązani do przyjęcia jednostronnej i fałszywej ideologii, która nie robi nic, aby wspomóc tę walkę, a wszystko, aby ją powstrzymać i osłabić.
Niewątpliwie oprócz wyzysku ekonomicznego istnieją liczne inne formy ucisku, takie jak rasizm, seksizm, homofobia, transfobia itd. Jako marksiści rozpoznajemy i zwalczamy wszelkie jego postacie. Jednak problem intersekcjonalizmu polega na podkreślaniu tego co nas dzieli, zamiast tego co nas łączy; skupianiu się na nieskończonych kombinacjach różnych form ucisku i tak zwanego „przywileju”, którego każda osoba może doświadczyć i argumentowaniu, że w rezultacie wszyscy mamy sprzeczne interesy. To nastawia różne uciskane grupy i warstwy klasy robotniczej przeciwko sobie, zamiast promować zbiorową, aktywną walkę klas, niezbędną by zwalczyć ucisk i raz na zawsze rozprawić się z wyzyskiem.
Według znanej feministki intersekcjonalnej Patricii Hill Collins „wszystkie grupy różnią się stopniem cierpień i przywilejów” oraz „w zależności od kontekstu jednostka może być ciemiężcą, członkiem ciemiężonej grupy albo jednocześnie ciemiężcą i ciemiężonym”. Posługuje się ona przykładem białych kobiet uciśnionych ze względu na płeć, ale uprzywilejowanych przez rasę. Problemem takiego punktu widzenia jest sugestia, że jeśli dana osoba nie doświadcza danej formy ucisku, to automatycznie jest ona ciemiężcą, zainteresowanym utrzymywaniem tego ucisku w stosunku do innych osób. Skupienie na jednostce jako głównym sprawcy ucisku służy jedynie dalszej atomizacji zmagań uciśnionych. Co więcej, żadna warstwa klasy robotniczej nie jest zainteresowana utrzymywaniem ucisku innych. Sytuacja ma się dokładnie odwrotnie.
Zamiast jednoczyć wszystkich uciskanych ludzi we wspólnej walce z kapitalizmem i państwem burżuazyjnym, „intersekcjonaliści” chcą rozbić tą walkę na pomniejsze części składowe: stawiając czarne kobiety przeciwko czarnym mężczyznom, czarne niepełnosprawne kobiety przeciwko czarnym pełnosprawnym kobietom itd. Dzieląc w ten sposób ludzi dzielą ruch, odwracając uwagę od głównych problemów i stawiając różne grupy wyzyskiwanych przeciwko sobie.
W związku z tym każdy oddzielny segment społeczeństwa jest proszony o dochodzenie swoich praw przeciwko prawom pozostałych. W ten sposób ruch jest dzielony na coraz mniejsze części. Tymczasem prawdziwi ciemiężcy: bankierzy i kapitaliści, baronowie medialni i szefowie policji, reakcjoniści i rasiści – wszyscy zacierają ręce i patrzą z radością, jak ruch zużywa swoją energię w niezliczonej ilości bezsensownych sprzeczek i konfliktów.
Prowadzi to do ataków niektórych aktywistów na innych aktywistów za ich rzekome miejsce w „hierarchii przywilejów”. Dlatego mówi się, że czarni mężczyźni są „uprzywilejowani” w porównaniu z czarnymi kobietami itd. Lista ta jest nieskończona, a nieuniknionym rezultatem jest rozbicie ruchu na tysiące fragmentów. Zamiast walczyć ze wspólnym wrogiem, każdy segment wyzyskiwanych zachęca się do skupienia się na własnej formie ucisku i kłótni z każdym innym wyzyskiwanym.
Zamiast walki masowej małe grupy aktywistów angażują się we własne odosobnione bitwy o określone kwestie. Ale to nie koniec absurdu. Logicznym staje się wniosek, że żadna organizacja nie jest możliwa, ponieważ niezbicie każda jednostka jest wyjątkowa i ma swoje własne unikalne doświadczenie kapitalizmu. Mówienie o „sojusznikach” i wspólnym działaniu jest jedynie przykrywką, mającą ukryć prawdziwy sens ich stanowiska.
Przykładem absurdalnych skrajności, do jakich prowadzą te idee, jest niedawna afera wynikła z transfobii radykalnych feministek takich jak Julie Bindel, Germaine Greer i inne, które wygłosiły wiele oburzających komentarzy na temat transpłciowych kobiet, w zasadzie oskarżając je o „niebycie prawdziwymi kobietami”. Jest to wyraz obsesji na punkcie polityki tożsamości z koniecznością określania, do jakiej kategorii ktoś należy. Co więcej, zamiast przeciwstawiać się ideom, z którymi się nie zgadzają, na polu polityki, obie strony reagują bojkotem, odmawianiem sobie platformy, protestami i chuligaństwem, co uniemożliwia jakąkolwiek debatę.
Jeśli prawdą byłoby, że każdy segment wyzyskiwanych doświadcza ucisku w inny sposób, można z równą pewnością argumentować, że każda osoba z osobna również doświadcza czegoś innego, a zatem żadna inna osoba nie może zrozumieć moich problemów, które stają się moją osobistą, prywatną sprawą. Ten argument prowadzi nas z powrotem do filozoficznego bagna subiektywnego idealizmu, z którym Lenin tak kompleksowo rozprawił się w pracy „Materializm a empiriokrytycyzm”. Subiektywny idealizm, nieodłączny od intersekcjonalizmu, ujawnia się w swojej najokrutniejszej formie w następującym cytacie z Patricii Hill Collins: „Nadrzędna matryca dominacji obejmuje wiele grup, z których każda ma różne doświadczenia z uciskiem i przywilejem, które dają odpowiednie częściowe perspektywy… Żadna grupa nie ma wyraźnego pola widzenia. Żadna grupa nie posiada teorii ani metodologii, które pozwalają jej odkryć absolutną <prawdę>”.
Klasowy punkt widzenia porzucony
W artykułach i przemówieniach zwolenników intersekcjonalizmu bardzo rzadko natrafić można na jakąkolwiek wzmiankę o klasie, a tym bardziej o klasie robotniczej.
W tych nielicznych przypadkach, kiedy wspomniana jest klasa, nie jest ona definiowana w sposób marksistowski, ale wymieniana wśród form dyskryminacji („klasizm”) – tylko jedna z wielu i wcale nie najważniejsza. Klasa robotnicza nie jest już twórczynią całego bogactwa, wyzyskiwaną w procesie produkcji, lecz kolejną kategorią ludzi „dyskryminowanych”: kolejny smutny przypadek byłych lewicowców, którzy całkowicie porzucili stanowisko komunizmu i rewolucji socjalistycznej.
Zamiast prawidłowo wskazać źródło ucisku w społeczeństwie klasowym w ogóle i w kapitalizmie w szczególności: dominację ekonomiczną bankierów i kapitalistów, intersekcjonaliści starają się znaleźć to źródło w zachowaniach społecznych ludzi i używanym przez nich języku. Zdaniem intersekcjonalistów ucisk kobiet nie jest skutkiem kapitalistycznego najemnego niewolnictwa, ale wynikiem posługiwania się „dyskryminującym” językiem lub „struktur dyskryminujących” w organizacjach.
W dawnych krajach kolonialnych, na skutek ideologicznego bankructwa stalinizmu, różne grupy lub tendencje polityczne poszukiwały, po triumfach rewolucji chińskiej i rewolucji kubańskiej, nowej, bardziej oryginalnej drogi, wykraczającej poza „marksistowską ortodoksję” – nowej filozofii wyzwolenia ludzkości. Ich rzekoma filozofia próbuje dowodzić, że kluczem do wyzwolenia krajów postkolonialnych jest rezygnacja z europocentryzmu w myśli i języku, co doprowadzić miałoby do epistemologicznej i myślowej dekolonizacji. Stworzy się tak podstawę do zrozumienia historii tych krajów w „oryginalny” sposób i w tym momencie rozpocznie się ich wyzwolenie. To reformistyczne i reakcyjne myślenie zachęca nas nie do walki z burżuazją i brutalnymi formami wyzysku, jakie ona stosuje, ale do znalezienia, epistemologicznie mówiąc, nowych dróg naprzód.
Z tego punktu widzenia konieczna jest nie rewolucja, mająca na celu radykalną przebudowę społeczeństwa od podstaw, ale reforma oraz zmiana mentalności i postępowania ludzi. Celem nie jest przekształcenie społeczeństwa, ale dążenie do jednostkowej samorealizacji w sposób abstrakcyjny – nie wspominając o tym, że dopóki kapitalizm będzie trwał, tak samo będzie z wyzyskiem i uciskiem.
Partia rewolucyjna jest narzędziem klasy robotniczej, służącym do przejęcia władzy i przebudowy społeczeństwa. Nie jest to miniaturowy wzorzec nowego społeczeństwa, ale katalizator jego powstania. Oczywiste jest, że zwalczamy wszelkie przejawy ucisku w naszych szeregach i w naszej działalności politycznej. Jednak intersekcjonaliści wyobrażają sobie, że mogą zbudować organizację, w której nie występują zachowania dyskryminacyjne, zdolną do stworzenia społeczeństwa wolnego od dyskryminacji. Nie rozumieją, że każda organizacja znajduje się pod presją społeczeństwa, w którym funkcjonuje. Przykładowo ucisk kobiet w kapitalizmie sprawia, że jest mało prawdopodobne, abyśmy mieli równą reprezentację mężczyzn i kobiet w naszej organizacji, tak długo jak kapitalizm istnieje. Musimy usunąć wszelkie bariery dla uczestnictwa kobiet i innych uciskanych grup, ale nie możemy usunąć presji społeczeństwa klasowego, dopóki istnieje ono samo. Wreszcie, intersekcjonaliści skupiają całą swoją energię na budowaniu tego utopijnego prototypu przyszłego społeczeństwa w ramach starego, zamiast budować organizację, która może faktycznie położyć kres temu społeczeństwu i jego dyskryminacyjnym działaniom. Ta idealistyczna koncepcja jest całkowitym zaprzeczeniem materialistycznej i dialektycznej wizji społeczeństwa. Idealistyczna teoria wkracza również w zakres „reform” zaproponowanych przez niektórych spośród intersekcjonalistów: „neutralny pod względem płci język”, „neutralne pod względem płci wychowywanie dzieci” itp. W ten sposób intersekcjonaliści wyobrażają sobie, że źródło ucisku znajduje się w złych ideach, które można po prostu wyeliminować w drodze edukacji – całkowicie reformistyczna i utopijna wizja.
„Różne szkoły feminizmu”?
W ciągu ostatnich kilku lat byliśmy świadkami masowych ruchów przeciwko uciskowi i dyskryminacji w szeregu krajów. Od ruchu Black Lives Matter, występującego przeciwko zabijaniu młodych Afroamerykanów przez policję, poprzez referendum w Irlandii dot. małżeństw jednopłciowych, ruchu w obronie prawa do aborcji w Polsce i ruchu przeciwko przemocy wobec kobiet w Argentynie, Meksyku i innych państwach. Odzwierciedlają one postępowe nastroje, do których musimy dotrzeć, i zawierają w sobie zarodek kwestionowania systemu jako całości.
W Hiszpanii strajk 8 marca i ruch przeciwko gwałcicielom z gangu „La Manada” (hiszp. „wataha”), w który zaangażowane były setki tysięcy, a nawet miliony ludzi, występował pod szyldem feminizmu. W oczach mas słowo to zyskało znaczenie „walki o równość kobiet”. Jednak przywódcy organizacji wzywających do „strajku feministycznego” z 8 marca są feministami w sensie podążania za teorią feministyczną. Twierdzą, że walka o wyzwolenie kobiet musi być „przekrojowa” (tj. przekraczać podziały klasowe i polityczne), że mężczyźni mogą być w najlepszym razie „sojusznikami” i nie powinni brać udziału w strajku, ale raczej ich rolą powinno być zastąpienie na stanowiskach pracy strajkujących kobiet, a także promują ideę, że wyzysk kobiet w kapitalizmie ma miejsce w procesie reprodukcji siły roboczej i dlatego powinniśmy walczyć o „wynagrodzenie za pracę domową”. W czasie jak ruch ten stawał się masowym, większość jego uczestników nie była świadoma ww. pomysłów.
W tych warunkach niektórzy towarzysze wysunęli propozycję, że powinniśmy przyjąć słowa „feministka”/„feminista” i określać nimi siebie. Uważamy jednak, że nie jest to ani poprawne ani konieczne. Oczywiście poważnym błędem politycznym byłoby rozpoczynanie naszej argumentacji w pismach i interwencji w ruchu polemiką wokół znaczenia hasła „feminizm”. To, co musimy zrobić, tak jak przy każdej interwencji w ruchu masowym, to wykorzystać jego najbardziej postępowe i rewolucyjne aspekty i zaproponować własny program pozytywny i strategię. Musimy w przyjazny sposób przedstawiać nasze argumenty przeciwko niewłaściwym i bezproduktywnym ideom wysuwanym przez liderów danego ruchu, dążąc jednocześnie do połączenia się z rewolucyjnym duchem, który inspiruje jego szeregi. Tak właśnie czyniliśmy do tej pory w takich miejscach jak Meksyk, Włochy (gdzie masowy ruch miał miejsce około 8 marca 2017 r.) i w Hiszpanii. Fakt, że nie nazywaliśmy siebie „feministami” czy „feministkami” nie stanowił przeszkody dla naszych działań.
Wielu młodych mężczyzn i kobiet określa się jako feminiści i feministki, nie będąc nimi z perspektywy marksistowskiej. Zaczynają dostrzegać problem nierówności w społeczeństwie, a nazywając się w ten sposób mają na myśli to, że są przeciwko uciskowi kobiet i chcą równego społeczeństwa. To może być dobry punkt wyjścia do pozyskania ich dla rewolucyjnych idei marksizmu.
Feministki często obwiniają „patriarchat” za większość problemów społecznych. To prawda, że zniewolenie kobiet jest najstarszą formą niewolnictwa, która narodziła się wraz ze społeczeństwem klasowym i istnieje od tysięcy lat. Tylko fundamentalna rekonstrukcja społeczeństwa może raz na zawsze zakończyć tę obrzydliwość. Ale tak diametralnej zmiany może dokonać tylko zjednoczona rewolucyjna akcja klasy robotniczej. To zakłada jedność w działaniu mężczyzn i kobiet z klasy robotniczej walczących o swoje wyzwolenie jako klasy. Feministki postrzegają patriarchat jako strukturę odrębną od struktury społeczeństwa klasowego, co prowadzi niechybnie do wniosku, że walka o emancypację kobiet jest odrębna od walki o wyzwolenie klasy robotniczej. Jest to reakcyjna i dzieląca idea, którą wyznaje także, choć w rozrzedzonej formie, wiele osób nazywających siebie „marksistowskimi feministkami” czy „socjalistycznymi feministkami”.
Pełne wyzwolenie kobiet można osiągnąć jedynie poprzez rewolucję społeczną, która zniesie wyzysk, na którym opiera się dyskryminacja kobiet. Czy to oznacza, że ignorujemy walkę o poprawę położenia kobiet w kapitalizmie? Oczywiście nie! Będziemy walczyć z najmniejszymi przejawami dyskryminacji i ucisku kobiet. Jest to podstawowy warunek osiągnięcia bojowej jedności wszystkich pracowników.
Mówi się, że istnieją różne feministyczne szkoły myślenia, i tak niewątpliwie jest. Jest też tak, że istnieje wiele różnych nurtów anarchizmu, a niektóre są bliższe marksizmowi niż inne. Ale to nie zmienia faktu, że istnieje wyraźna granica między autentycznym marksizmem a anarchizmem.
Chociaż istnieją różne nurty anarchizmu, wszystkie one posiadają takie same uprzedzenia, w tym czy innym stopniu. Sposobem na pozyskanie tych anarchistów, którzy są bliżsi komunizmu, nie jest udawanie, że te różnice nie istnieją, ani mówienie anarchistom: „Widzisz! Naprawdę wszyscy walczymy o to samo!” Wręcz przeciwnie: sposobem na rozwianie wątpliwości uczciwego anarchisty jest wyjaśnienie mu różnicy między chaotycznymi i nienaukowymi ideami anarchizmu a jasnymi, naukowymi ideami rewolucyjnego marksizmu.
W czasie rewolucji rosyjskiej niektórzy określali się mianem „anarcho-komunistów”. W wyniku rewolucji najlepsze elementy proletariackie wśród anarchistów zbliżyły się do bolszewizmu i walczyły ramię w ramię z bolszewikami podczas rewolucji i wojny domowej. Wielu z nich wstąpiło do partii komunistycznej. Tendencja „anarcho-komunizmu” reprezentowała swego rodzaju przystanek lub etap przejściowy na drodze do komunizmu.
W ten sam sposób może się zdarzyć, że niektóre rodzaje feminizmu będą bardziej postępowe niż inne. Marksiści muszą walczyć wszelkimi dostępnymi środkami o całkowitą emancypację kobiet. Można zapytać, czym jest feminizm? To pytanie, na które nie da się odpowiedzieć w żaden konkretny sposób. Jest to termin używany zarówno przez konserwatystów jak i liberałów, postępowców i lewicowców. Służy pochwalaniu inwazji na Afganistan na bazie troski o prawa kobiet, a jednocześnie pod jego szyldem ludzie chcą walczyć o równość i wyzwolenie ludzkości. W rzeczywistości, w Hiszpanii nawet partia rządzącej prawicy używała 8 marca fioletowych wstążek feministycznych, aby pokazać, że „też są feministami”! Słownik Oksfordzki definiuje feminizm jako: „Popieranie praw kobiet na gruncie równości płci”. Definicja ta pokazuje główny problem z pojęciem feminizmu: to, że tak naprawdę nic o nim nie wiadomo z perspektywy klasowej.
Feminizm można najlepiej zdefiniować na podstawie tego czym nie jest: nie daje żadnej odpowiedzi na to skąd wziął się ucisk, a zatem jak można go zwalczać i zlikwidować. Wszystkie rodzaje feminizmu dają tylko cząstkowe odpowiedzi, jeśli w ogóle jakieś dają. Feminizm implikuje, że w jakiś sposób możliwe jest zlikwidowanie wyzysku kobiet bez usunięcia głównej jego przyczyny: kapitalizmu i społeczeństwa klasowego w ogóle. Zamiast je wyjaśniać, feminizm zaciera podziały klasowe. Wszystkie nurty feminizmu patrzą tylko na objawy, a nie na przyczyny. Zaś jako marksiści musimy opisywać rzeczywistość taką, jaką jest. Potrzebujemy wyraźnej linii rozgraniczającej nas od feminizmu. Nie dlatego, że nie walczymy o „prawa kobiet na gruncie równości płci”, co oczywiście robimy, ale dlatego, że nawet „najlepszy” rodzaj feminizmu powoduje jedynie zamieszanie i fałszywe poczucie jedności interesów między klasami.
Wobec tego nie ma sensu określać się jako marksistowscy feminiści czy feministki. Faktycznie jest to kontrproduktywne i nie pomaga rozwiewać wątpliwości uczciwych młodych klasowych bojowników, którzy nazywają siebie feministami i feministkami. Wręcz przeciwnie: musimy otwarcie wyjaśnić, dlaczego my się tak nie nazywamy, aby pomóc tym ludziom w drodze do marksizmu i nie tworzyć pomostu dla drobnomieszczańskich, obcych naszej klasie idei, a także dla filozoficznego idealizmu, które mogłyby się wkraść w szeregi marksistów.
Chociaż nie zamierzamy nazywać się feministkami i feministami, nie możemy sprawiać wrażenia, że jesteśmy w jakikolwiek sposób obojętni na głęboko zakorzenione poczucie oburzenia, odczuwane przez masę kobiet z klasy robotniczej, które cierpią w kapitalizmie zarówno jako robotnice, jak i jako kobiety. Nie powinniśmy też ulegać fałszywej idei, że marksiści podporządkowują walkę o wyzwolenie kobiet odległej, socjalistycznej przyszłości. Pod sztandarem feminizmu, pomimo wszystkich jego sprzeczności i ograniczeń, nowe pokolenie kobiet zaczyna walczyć z obecnym stanem rzeczy. Wychodząc z tej konkretnej sytuacji i uznając jej rewolucyjny potencjał, musimy znaleźć sposób na powiązanie odwiecznego ucisku kobiet z konkretnymi warunkami ery rozkładu kapitalizmu.
Podobnie, działając jako rewolucjoniści w związkach zawodowych, uczestniczymy w codziennych zmaganiach naszych współpracowników, jednocześnie domagając się bojowych związków i socjalistycznego programu. W ten sam sposób musimy uczestniczyć w każdym ruchu masowym kobiet, dążąc do nadania mu możliwie najbardziej wojowniczego charakteru, i łącząc bezpośrednie żądania z potrzebą fundamentalnej zmiany w społeczeństwie. Naszym obowiązkiem jest znalezienie połączenia między demokratycznymi aspiracjami kobiet i ich walką o równość z ideą wspólnej walki wszystkich robotników przeciwko systemowi opresji; podkreślając potrzebę zjednoczenia się, by zadać ostateczny cios kapitalizmowi, który zawsze stara się podzielić uciskaną klasę, aby utrwalić swoją dominację.
Mówiąc, że jesteś „marksistowską feministką”, ostatecznie sugerujesz, że marksizm nie obejmuje walki o równość. To prawda, że stalinizm tego nie robił. Ale gdy walczymy ze stalinizmem o odzyskanie marksistowskiego dziedzictwa, musimy to zrobić także na tym polu. Twierdzimy, że stalinizm nie jest marksizmem, a stalinowski biurokratyczny reżim nie był socjalizmem, i w ten sam sposób musimy argumentować, że stalinowskie spojrzenie na problemy kobiet, homoseksualistów itp. nie ma nic wspólnego z podejściem marksistowskim.
Z definicji kategoria „kobiety” obejmuje kobiety ze wszystkich klas – klas, które mają sprzeczne interesy. Ponieważ zaciera się w ten sposób kluczowe różnice i sprzeczności między klasami, feminizmu nie można pogodzić z marksizmem, który wychodzi zawsze od analizy klasowej. Jeśli chcemy pozyskać feministki zmierzające w kierunku marksizmu, można tego dokonać jedynie bezwzględnie przestrzegając naszych zasad. Musimy wielokrotnie podkreślać, że pełną emancypację kobiet można osiągnąć jedynie poprzez jedność naszej klasy i rewolucję socjalistyczną. Są osoby, które nazywają siebie feministkami, ponieważ bronią praw kobiet. Marksiści również bronią praw kobiet, chociaż feministami nie są. W każdym razie musimy wyjaśnić w przyjacielski sposób, że nie sprzeciwiamy się ich walce, wręcz przeciwnie: jesteśmy za prawami kobiet, ale uważamy, że można je osiągnąć tylko poprzez walkę z kapitalizmem, a nie dzieląc klasę robotniczą. Jednocześnie musimy stać na czele każdej walki z dyskryminacją i nierównością, walcząc o nawet najmniejsze żądania równości i przeciwstawiające się wszelkim formom ucisku lub dyskryminacji, takie jak:
- powszechne zatrudnienie z jednakową płacą za pracę o równej wartości;
- koniec z polityką oszczędności (która w nieproporcjonalny sposób dotyka kobiety, obniżając ich płace i zmuszając ich do wykonywania większej liczby prac domowych, opieki nad dziećmi i osobami starszymi, aby zrekompensować brak usług socjalnych);
- prawo do aborcji;
- bezpłatna, wysokiej jakości opieka zdrowotna dla wszystkich, obejmująca nieograniczony dostęp do darmowych ośrodków planowania rodziny, aborcji i przeciwdziałania przemocy w rodzinie;
- w pełni płatny urlop rodzicielski;
- ogromny program społecznego budownictwa mieszkaniowego;
- rozbudowana sieć bezpłatnych i wysokiej jakości żłobków, sprawujących opiekę nad dziećmi w faktycznych godzinach pracy kobiet-robotnic;
- bezpłatna i wysokiej jakości opieka nad osobami starszymi, zarówno stacjonarna jak i niestacjonarna;
- bezpłatne zaopatrzenie w żywność i publiczne pralnie;
- bezpłatne, wysokiej jakości stołówki w zakładach pracy i w szkołach;
- walka z przemocą wobec kobiet.
Jednak warunkiem wstępnym udanej walki w miejscu pracy jest jedność pracujących mężczyzn i kobiet. Podstawową granicą między marksizmem a feminizmem jest okoliczność, że marksizm objaśnia społeczeństwo w kategoriach klasowych, a nie płciowych. Najbardziej fundamentalnym podziałem w społeczeństwie jest podział na robotników i kapitalistów, wyzyskiwanych i wyzyskiwaczy. To, że istnieją inne rodzaje ucisku, jest również prawdą. Ale w ostateczności nie można rozwiązać żadnego z tych przeciwieństw w ramach kapitalizmu.
Jak w każdej innej sprawie (płace, emerytury, mieszkania, zdrowie, warunki pracy) codzienna walka o postęp w ramach kapitalizmu jest jedynym sposobem na zmobilizowanie i zorganizowanie klasy robotniczej w ramach przygotowań do obalenia systemu, w którym kobiety-pracownice będą odgrywać absolutnie kluczową rolę.
Oczywiście z zadowoleniem przyjmujemy fakt, że są feministki, które zaczęły rozumieć ograniczenia feminizmu. Ale ten pozytywny trend może mieć znaczenie jedynie jako etap przejściowy, który ostatecznie prowadzi do przyjęcia konsekwentnie rewolucyjnego, klasowego punktu widzenia. Całkowite wyzwolenie kobiet zostanie osiągnięte tylko dzięki zwycięskiej rewolucji socjalistycznej, albo w ogóle do niego nie dojdzie.
„Terminologiczny radykalizm”
Zamiast prawdziwej walki o równość, proponuje się nam sztuczne parytety. Zamiast walki o wyzwolenie poprzez rewolucyjną przebudowę społeczeństwa otrzymujemy „polityczną poprawność”. Sprowadza się to do niekończących się drobnych kłótni na temat słów i semantyki: niedopuszczalności używania tego lub innego słowa, potrzeby zmiany „języka opartego na płci” itd.
W niektórych krajach, gdzie ludzie określają siebie jako „lewicowców”, a nawet „marksistów”, w prawdziwie postmodernistycznym duchu „narracji”, zastępującej czyny słowami, mnóstwo czasu zmarnowano wykonując językowe akrobacje, aby modyfikować słowa, neutralizując męskie i żeńskie formy. Przykładowo kończąc je mutacjami, takimi jak „compañer@s” w języku hiszpańskim, „compagn*” w języku włoskim itd. Ten rodzaj zabawy słowami nie ma żadnego wpływu na walkę o emancypację kobiet, Czarnych czy kogokolwiek innego. To symbolizm najokrutniejszego i najbardziej absurdalnego rodzaju.
W „Ideologii niemieckiej” Marks i Engels zajmowali się już fałszywą ideą, że zmieniając świadomość jednostek, można zmieniać warunki materialne w jakich żyją i że aby doszło do rewolucji, najpierw trzeba „edukować” ludzi:
„Zarówno dla masowej produkcji tej komunistycznej świadomości, jak i dla powodzenia samej sprawy, zmiana ludzi na masową skalę jest z konieczności zmianą, która nastąpić może jedynie w ruchu praktycznym, rewolucji ; rewolucja ta jest zatem niezbędna nie tylko dlatego, że klasy rządzącej nie można obalić w żaden inny sposób, ale także dlatego, że obalająca ją klasa może jedynie w rewolucji pozbyć się całego błota minionych wieków i przystosować się do ustanowienia nowego społeczeństwa.”xiv
Postmodernistyczna obsesja na punkcie języka stawia problem na głowie. Zmiana języka nie zmieni ani o jotę istniejącego faktycznie ucisku. Takie myślenie ujawnia całkowicie idealistyczne podejście. Język zmienia się i ewoluuje odzwierciedlając zmiany w prawdziwym świecie, ale nieprawdą jest, by mogło się dziać odwrotnie.
Spory o słowa to tendencja typowa dla seminariów uniwersyteckich, w których ludzie cały dostępny czas poświęcają niekończącym się kłótniom o błahostki, jak pies ścigający własny ogon. Niemiecki poeta Goethe napisał: „Na początku był Czyn”. Tym, co jest konieczne aby doprowadzić do emancypacji kobiet, jest walka z uciskiem i dyskryminacją. Ale wcześniejszym warunkiem udanej akcji masowej jest właśnie bojowa jedność kobiet i mężczyzn w klasie robotniczej przeciwko kapitalistom, których rządy opierają się na zniewoleniu wszystkich robotników, niezależnie od płci.
Wygląda na to, że „radykalny” drobnomieszczanin zawsze musi mieć coś, wokół czego może kreować zamieszanie, na przykład taką „teorię queer”. Nie jest to miejsce do szczegółowej analizy tej teorii. Można to zrobić w osobnych dokumentach i artykułach. Wystarczy powiedzieć, że jest to całkowicie reakcyjna koncepcja zakorzeniona w filozoficznym idealizmie w jego najjaskrawszej formie. Sieje podziały, które podważają walkę z uciskiem i nieuchronnie działają na korzyść reakcji, niezależnie od intencji tych, którzy ją popierają.
Marksizm opiera się na filozoficznym materializmie – jedynej prawdziwie naukowej metodzie analizy natury, społeczeństwa i ludzkich zachowań. Nieważne czy się to komuś podoba czy nie, rozmnażanie płciowe w świecie zwierząt (w tym ludzi) jest normalną metodą reprodukcji. Rozmnażanie bezpłciowe występuje na przykład u dżdżownic i niektórych gatunków ryb. Ale zanika wraz z postępem ewolucji i jest całkowicie nieobecne wśród ssaków.
Płeć biologiczna nie jest czymś, co ludzie świadomie ustalili lub wymyślili. Stanowi ona produkt ewolucji. Idea, że płeć może być sztucznie determinowana przez ludzką wolę, jest zarówno arbitralna, jak i fałszywa filozoficznie i naukowo.
Podstawowy podział płciowy zakłada istnienie mężczyzn i kobiet. Jest to naturalnie determinowane przez proces reprodukcyjny. To z kolei niesie w sobie zalążek podziału pracy, który na pewnym etapie staje się podstawą podziałów klasowych w społeczeństwie. Podporządkowanie kobiet mężczyznom, wyrażone w patriarchalnych stosunkach rodzinnych, zbiega się z początkami społeczeństwa klasowego i zostanie zlikwidowane dopiero po zniesieniu samego społeczeństwa klasowego.
Marksiści walczą o rzeczywiste wyzwolenie kobiet i wszystkich innych uciskanych grup społecznych. Ale wyzwolenia nie można osiągnąć jedynie poprzez wyobrażenie sobie, że nie ma czegoś takiego jak płeć. Można sobie wyobrazić, że jest się czymkolwiek, co się komu podoba. Ale w końcu człowiek jest zmuszony zaakceptować materialną rzeczywistość zamiast myślowych meandrów filozoficznego idealizmu.
Wydaje się, że wśród niezliczonych dziwnych i niesamowitych wariantów teorii queer (nie powinniśmy tak naprawdę uznawać tego za teorię) istnieje wspólny wątek: po pierwsze, przedstawia ona płeć kulturową (ang. gender), a nawet płeć biologiczną (ang. sex), jako konstrukcje czysto społeczne, zaprzeczając wszelkim naukowym i materialnym dowodom. Następnym krokiem jest wykreowanie niemal nieskończonej różnorodności płci, spośród których każdy może swobodnie wybierać.
Nie twierdzimy, że oprócz mężczyzn i kobiet nie istnieją formy pośrednie, które są znane od bardzo dawna. W Ameryce prekolumbijskiej osoby takie uważano za szczególną grupę społeczną i traktowano z szacunkiem.
Współczesna nauka umożliwia ludziom zmianę płci i powinno być to dostępne dla każdej osoby, która tego potrzebuje. Oczywiste jest, że jesteśmy całkowicie przeciwni wszelkim formom dyskryminacji i nietolerancji wobec osób transpłciowych. Nie mamy też żadnych zastrzeżeń wobec identyfikowania się przez ludzi tak, jak sobie tego życzą. Jednak jeśli przedstawiamy to jako sposób na zmianę społeczeństwa dojść musimy do wniosku (bardzo dogodnego dla klasy rządzącej), że wyzwolenie jest wyłącznie kwestią wyboru osobistego stylu życia.
Negatywne skutki tego rodzaju zjawisk widzimy w paskudnych rozłamach i zaciekłych kłótniach między niektórymi radykalnymi feministkami a działaczami na rzecz osób transpłciowych. Nie można powiedzieć, że takie działania służą walce z uciskiem w jakimkolwiek sensie, kształcie lub formie. Są całkowicie reakcyjne i muszą być zwalczane.
„Tożsamość” w ruchu robotniczym
Marksiści walczą o wyzwolenie kobiet i będą bronić wszelkich postępowych rozwiązań, bez względu na to jak są ograniczone, które zmierzają do poprawy statusu kobiet nawet w granicach obecnego systemu kapitalistycznego. Ale będziemy prowadzić tę walkę własnymi metodami, to znaczy metodami proletariackiej walki klas.
Zwracamy uwagę, że w ostateczności rzeczywiste i pełne wyzwolenie kobiet jest możliwe jedynie na bazie całkowitej transformacji społeczeństwa, to znaczy poprzez rewolucję socjalistyczną. Ale uprzednim warunkiem jest to, że klasa robotnicza musi być zjednoczona i świadoma swoich rewolucyjnych zadań.
Marksiści są przeciwni uciskowi lub dyskryminacji wszelkiego rodzaju i zwalczają je. Ale przeciwstawiając się opresji i dyskryminacji nie wolno nam nigdy zapominać, że naszym głównym celem jest walka o socjalizm, a to oznacza przede wszystkim obronę jedności klasy robotniczej. Opowiadamy się za całkowitą jednością klasy robotniczej, bez względu na płeć, pochodzenie etniczne, język lub religię. Cokolwiek służy zachowaniu jedności robotników i podniesieniu ich świadomości klasowej, ma charakter postępowy. Cokolwiek dąży do podziału robotników, z jakiegokolwiek powodu, jest reakcyjne i musi być zwalczane. Są to podstawy, na których przestrzeganie musimy nalegać. Ucisk kobiet, a szczególnie ucisk kobiet z klasy robotniczej, a także inne plagi kapitalizmu, takie jak niszczenie środowiska lub ucisk narodowy, są integralną częścią obecnego systemu. Nie można mieć kapitalizmu bez domowego niewolnictwa lub „podwójnego ciężaru”, który dźwigają kobiety z klasy robotniczejxv; nie można mieć kapitalizmu bez dewastacji planety z powodu dążenia wielkich korporacji międzynarodowych do maksymalizacji zysków; i nie można mieć kapitalizmu bez zniewolenia małych narodów przez imperialistyczne mocarstwa, by grabić ich zasoby i zapewnić sobie hegemonię przeciwko innym mocarstwom. Dlatego jedynym realnym sposobem na zakończenie tych wszystkich plag jest socjalistyczna transformacja społeczeństwa przeprowadzona pod przewodnictwem klasy robotniczej.
Biurokracja ruchu robotniczego nauczyła się ustawiać przeciwko sobie różne grupy robotników, umożliwiając zróżnicowanie wynagrodzeń między różnymi kategoriami pracowników. Liderzy związków zawodowych, szukający łatwego życia i kompromisu z kapitalistami, „sprzedają” pewne grupy robotników w zamian za ustępstwa dla innych. W coraz większej liczbie krajów biurokracja systematycznie stosuje „pozytywną dyskryminację”, aby zapełnić wiodące pozycje w ruchu robotniczym karierowiczami, którzy wykorzystują swoją płeć lub pochodzenie etniczne, aby się wybijać na wyższe pozycje, wspomagani w tym przez prawicową biurokrację, jednocześnie usuwając wszelkich lewicowo usposobionych działaczy.
Biurokraci chętnie tworzą „zarezerwowane miejsca” dla kobiet, Czarnych itp., mając swoje własne cele. Biurokracja związkowa w szczególności korzysta z tego rozwiązania w celu rozcieńczenia składu wybieralnych organów. Opierają się na grupach biurokratów-karierowiczów, którzy podobno reprezentują „specjalne grupy” i w ten sposób, dzięki odpowiedniemu patronatowi, wspinają się po drabinie. Następnie zaś z radością wspierają liderów, jeśli tylko mają zapewnioną swobodę w forsowaniu swoich „zagadnień”. Zamiast przydania „specjalnym grupom” odpowiedniej „reprezentacji” osiąga się jeszcze mniej reprezentatywne przywództwo, nie wybierane na podstawie ich pozycji politycznych, ale po prostu w celu spełnienia parytetów itp.
Nacisk na płeć lub pochodzenie etniczne jako główne zagadnienie ma tendencję do dzielenia ludzi, nie w oparciu o przynależność klasową, ale z innych względów. Konsekwencje tego są wyjątkowo negatywne dla klasy robotniczej. To nie przypadek, że prawicowi przywódcy związków zawodowych, a zwłaszcza reformiści, w tym lewicowi reformiści, używają „poprawności politycznej” i „polityki tożsamości”, aby odwrócić uwagę od walki klasowej i od prawdziwych problemów stojących przed klasą robotniczą. Koncentrują się raczej na kwestiach językowych niż na walce z uciskiem poprzez mobilizację pracujących.
Te zgubne idee są bronią w rękach najbardziej reakcyjnych sekcji biurokracji związkowej, której główną rolą jest osłabianie zapału klasy robotniczej oraz ograniczanie zakresu i skuteczności walki klasowej. Do tradycyjnej zbrojowni policyjnych metod biurokracji: groźby środków dyscyplinarnych, usunięcia bojowych związkowców z zajmowanych stanowisk, wydalenia z organizacji itp., dodali nową metodę: zastraszanie i urządzanie polowań na czarownice przez fanatyków „polityki tożsamości”.
Na jednym z kongresów związków zawodowych w Wielkiej Brytanii zwolennicy polityki tożsamości przedstawili rezolucję, w której stwierdzili, że związek musi automatycznie zaakceptować wszelkie oskarżenia o molestowanie ze strony kobiety wobec mężczyzny jako prawdziwe, bez żadnego innego dowodu niż słowo danej kobiety. Delegat mężczyzna zakwestionował to w następujący sposób: „Jestem działaczem związkowym. Wyobraźcie sobie, że mam przełożoną, która chce się mnie pozbyć. Miałaby bardzo łatwe zadanie: po prostu oskarży mnie o molestowanie, a ja natychmiast zostanę zwolniony, a związek nie będzie w stanie mnie obronić.” Przy tej okazji proponowana rezolucja została odrzucona. Ale niebezpieczeństwo takiej polityki jest oczywiste.
Powodem, dla którego nikt się poważnie nie sprzeciwia propagatorom polityki tożsamości, nie jest okoliczność, że wygrali spór na argumenty, ale dlatego, że ludzie boją się prześladowania. Każdy, kto ośmieli się sprzeciwić ich intrygom, natychmiast zostaje nazwany rasistą, mizoginem lub otrzymuje inny barwny epitet, jaki tylko przyjdzie im do głowy. Doprowadziło to do bandyckich działań i okrutnych kampanii oszczerstw wymierzonych przeciwko lewicowym związkowcom, na których urządza się nagonkę pod wymyślone zarzuty. Skargi na takie działania są natychmiast zagłuszane przez krzyki i płacz zwolenników polityki tożsamości, którzy nie wahają się rzucać najbardziej skandalicznych zniewag i obelg na swoich przeciwników.
Parytety są w rzeczywistości najbardziej rażącym rodzajem manipulacji. Wielu prawicowców zostaje wybranych na stanowiska w organizacjach robotniczych tylko z tego powodu, że reprezentują oni tę lub inną grupę mniejszościową. Ale wszyscy na ten temat milczą z obawy o zostanie oskarżonymi, że rzekomo bronią dyskryminacji.
W Brytanii Tony Blair ochoczo tworzył listy wyborcze składające się z samych kobiet, aby wśród parlamentarzystów obsadzać wszelkiej maści karierowiczów i osłabiać pozycję partyjnej lewicy. Jak na ironię, to modni „lewacy” pierwotnie forsowali te pomysły w ramach programu pozytywnej dyskryminacji. W ten sposób zagrali prosto w ręce prawicy partyjnej. Prawe skrzydło Partii Pracy wykorzystało kwestię narodową, by podważać pozycję Jeremy’ego Corbyna, proponując dwa dodatkowe miejsca w Narodowym Komitecie Wykonawczymxvi, jedno dla Walii i drugie dla Szkocji, argumentując, że „narodowości” powinny być reprezentowane. Dziwnym zbiegiem okoliczności zarówno szkocka, jak i walijska sekcje Partii Pracy były kontrolowane przez prawicę.
Lewicowi reformiści, zawsze gotowi wykazać się i przedstawić jako najbardziej feministyczni, naciskają na tego typu działania. Nalegają na wprowadzanie parytetów i specjalne traktowanie kobiet i innych osób. Podemos, Momentum i inne organizacje idą znacznie dalej pod tym względem niż tradycyjny ruch robotniczy, co stanowi odzwierciedlenie wpływów drobnomieszczańskich. Jedną z reakcyjnych konsekwencji parytetów jest pogłębienie podziałów i konkurencji wewnątrz klasy robotniczej. W obecnym czasie ostrego kryzysu kapitalizmu, w którym wszystkie rządy dokonują cięć i każą nam zaciskać pasa, reakcyjne idee mogą znajdować posłuch wśród niektórych zacofanych warstw klasy robotniczej, które mogą wyciągąć błędne wnioski: że nasze problemy nie mają swego źródła w samym kapitalizmie, lecz wynikają z obecności w kraju mniejszości narodowych i imigrantów, z domagania się swoich praw przez kobiety itd. Stanowi to podstawę propagandy faszystów i innych najbardziej reakcyjnych ruchów prawicowych: nie mamy wystarczającej liczby miejsc pracy lub miejsc w żłobkach czy też dostęp do świadczeń uniwersyteckich lub społecznych jest ograniczony właśnie z powodu kwot przyznanych mniejszościom narodowym, płciom itp. Wszystko to wspomaga rozprzestrzenianie się w społeczeństwie trucizny rasizmu i wzmacnia podziały w klasie robotniczej. Poza tym osoby wybrane na podstawie parytetu będą zawsze uważane za działaczy drugiej kategorii, a ich wypowiedzi można łatwo zbywać, tłumacząc, że nie mają rzeczywistego demokratycznego mandatu, ale wybrano ich tylko dlatego, że są kobietami, Czarnymi, homoseksualistami lub przynależą do jakiejkolwiek innej mniejszości, z ramienia której zostali powołani.
W Brazylii sytuacja jest jeszcze gorsza. Prawie cała lewica skapitulowała przed fatalną propozycją podziału populacji kraju według linii „etnicznych”, aby następnie wprowadzić kwoty na uniwersytetach itd. – coś, wobec czego nasi brazylijscy towarzysze zajęli nieprzejednane stanowisko. Argumentowali, że powinniśmy walczyć o edukację, opiekę zdrowotną, mieszkalnictwo itp. dla wszystkich – osiągalny cel, biorąc pod uwagę bogactwo istniejące w społeczeństwie – zamiast postrzegać te zasoby jako ograniczone, a następnie walczyć o ich podział proporcjonalnie do liczebności poszczególnych grup.
Jesteśmy bezwzględnie przeciwni tzw. pozytywnej dyskryminacji, kwotom, parytetom i całej reszcie tych pomysłów. Sposobem na zapewnienie maksymalnego udziału kobiet i mniejszości w ruchu robotniczym jest udowodnienie w działaniu, a nie słowach, że walczymy z wszelkiego rodzaju uciskiem i dyskryminacją, o miejsca pracy dla wszystkich, równe wynagrodzenia za pracę o równej wartości itd. Tylko na podstawie bojowego programu uda nam się przyciągnąć najbardziej uciskane warstwy społeczeństwa. Ale oznacza to, że kierownictwo ruchu musi się znaleźć w rękach najlepszych działaczy, bez względu na to, czy są to mężczyźni czy kobiety, czarni czy biali, hetero- czy homoseksualiści.
Ten pusty symbolizm został wprowadzony do ruchu robotniczego najpierw przez związki zawodowe tzw. „białych kołnierzyków”, zrzeszające specjalistów z klasy średniej. Byli oni najbliżej drobnomieszczańskich intelektualistów i studentów. W wyniku deindustrializacji i fuzji związków zawodowych warstwy te odsunęły robotników na bok. Coraz więcej działaczy wywodzących się z klasy średniej (którzy są bardziej wymowni – lub przynajmniej głośniej krzyczą) było w stanie „zarażać” ruch swoimi „modnymi” pomysłami, które uczynili akceptowalną normą.
Wpłynęło to w pewnym stopniu na związki zawodowe w wielu krajach. Dlatego zarezerwowano specjalne miejsca dla kobiet, osób LGBT, Czarnych, niepełnosprawnych i innych. Osoby takie mają osobne konferencje, komitety itp., każda z własną małą biurokracją. Nalegają na to, by tylko oni mogli decydować o „swoich” sprawach. I dopóki nie przeszkadzają reszcie biurokracji związkowej mogą spokojnie uprawiać własne poletko. Lewicowi reformiści i sekciarze akceptują ten stan rzeczy, ponieważ ich idee i polityka mają również drobnomieszczański charakter.
Reakcja na liberalny feminizm
Kobiety z klasy średniej domagają się nowych ścieżek kariery: chcą zostać bankierkami, prezeskami przedsiębiorstw, biskupami – a nawet prezydentem Stanów Zjednoczonych. To nowy wariant starej śpiewki reformistów: „Jestem za poprawą warunków klasy robotniczej – jednej osoby po drugiej, poczynając ode mnie”.
W jaki konkretnie sposób wejście kobiet do zarządów banków miałoby pomóc kobietom pracującym – nie jest wyjaśnione. Czy kobiety jako szefowie są milsze dla swoich pracowników niż mężczyźni? Dotychczasowe doświadczenia pod tym względem nie są zbyt budujące. I to, w jaki sposób sukcesy Margaret Thatcher, Angeli Merkel czy Theresy May poprawiły sytuację ich „sióstr” w zakładach pracy, pozostaje zagadką.
Stopniowo coraz większa liczba kobiet świadomych politycznie rozumie negatywne aspekty feminizmu. Widzą, że zamiast zwalczać kapitalizm jako system wyzysku i ucisku, „poleganie na feminizmie” zachęca kobiety do myślenia o ruchu tylko w takim zakresie, w jakim prowadzi on do indywidualnych korzyści dla pewnej ich wąskiej warstwy.
W swojej książce „Dlaczego nie jestem feministką” Jessa Crispin opisała feminizm jako służącą samej sobie markę, spopularyzowaną przez prezesów korporacji i firmy kosmetyczne; „walkę o to, by pozwolić kobietom na równy udział w ucisku bezsilnych i biednych”. To nie brzmi źle, choć zauważyć trzeba, że pomimo takiego tytułu książki, Jessa Crispin nadal określa się jako… feministka.
New Yorker komentuje to w ten sposób:
„<<Dlaczego nie jestem feministką>> przychodzi w czasie, gdy pewna część kobiet w Ameryce o liberalnych poglądach może być gotowa na poważną zmianę – nagle skłania się ku systemowi przekonań, który nie uświęca <znaków sukcesu w patriarchalnym kapitalizmie … pieniędzy i władzy>, jak to ujmuje Crispin. Wydaje się, że istnieje coraz większy głód feminizmu, który będzie bardziej dotyczył życia kobiet o niskich dochodach niż liczby kobiet zatrudnionych jako prezesi firm.
„Odwrotny pogląd – że feminizm jest nie tylko ogólnie zgodny z kapitalizmem, ale w rzeczywistości mu służy – z pewnością cieszy się pewną popularnością. Takie doświadczenie dotyczy ogromnej większości samozwańczych feministycznych kobiecych wzorców w ciągu ostatnich dziesięciu lat: feminizm jest wtedy, gdy dana kobieta zarabia wystarczającą ilość pieniędzy, aby robić, co chce. Crispin jest bezwzględna w rozkładzie na czynniki pierwsze tej marki feminizmu. Wyjaśnia go po prostu jako <<wykupienie sobie drogi wyjścia z ucisku>>, a następnie utrwalenie go; taki feminizm całkowicie akceptuje patriarchalny model szczęścia, który polega na <poddaniu innych osób swojej woli>>. Kobiety, wykorzystywane od stuleci, podświadomie chętnie wykorzystują innych, uważa Crispin. <<Gdy będziemy częścią systemu i będziemy czerpać z niego korzyści na tym samym poziomie, co mężczyźni, nie będziemy się przejmować jako grupa tym, w kogo to uderzy.>>”
Kryzys feminizmu znajduje odzwierciedlenie w nagłym zwrocie życia politycznego w USA w kierunku socjalizmu i antykapitalizmu, zwłaszcza od czasu wyboru Donalda Trumpa. Reakcyjna natura polityki tożsamości wyraźnie ujawniła się podczas wyborów w 2016 r., kiedy Hillary Clinton, ta najbardziej lojalna swoim mocodawcom przedstawicielka Wall Street i miliarderów, zaapelowała do kobiet, aby głosowały na nią „ponieważ jestem kobietą!”
Była sekretarz stanu Madeleine Albright, zahartowana reakcjonistka i podżegaczka wojenna, przedstawiając Hillary Clinton na wiecu w New Hampshire, powiedziała zebranym tłumom i wszystkim wyborcom w ogóle: „W piekle jest zarezerwowane specjalne miejsce dla kobiet, które sobie nie pomagają!” Jednakże miliony amerykańskich kobiet odrzuciły ten apel kierowania się „polityką płci ”i odwróciły się od Clinton i Albright oraz poparły Berniego Sandersa. To był prawdziwy kopniak w zęby dla zwolenników „polityki tożsamości”.
To pokazało, że kobiety w USA, wybierając swojego kandydata w wyborach prezydenckich, uważają jego politykę i idee za znacznie ważniejsze niż płeć. Pod tym względem mają one całkowitą rację, choć niefortunnym było, że jedyną alternatywą jaka przed nimi stała był arcy-reakcyjny Donald Trump, który udawał demagogicznie kandydata „antyestablishmentowego”. Gdyby Bernie Sanders wystartował, wiele kobiet głosowałoby na niego. Ale to już inna sprawa.
Dziedzictwo, którego bronimy
Ciekawe, że marksiści są oskarżani o zaniedbywanie lub ignorowanie problemów kobiet. Ale to marksiści od samego początku zapisywali powszechne prawo wyborcze w swoim programie, jeszcze przed sufrażystkami. Eleonora Marksxvii walczyła w brytyjskim ruchu związkowym o równe wynagrodzenie dla kobiet. Już w 1848 r. Marks i Engels podnieśli żądanie zniesienia rodziny burżuazyjnej, chociaż zdawali sobie sprawę, że nie można tego zrobić z dnia na dzień.
Gdy tylko partia bolszewicka przejęła władzę w Rosji w 1917 r., wdrożyła najbardziej rozległy program emancypacji kobiet w historii, a także dekryminalizacji homoseksualizmu, znacznie bardziej zaawansowanej niż cokolwiek widzianego w świecie kapitalistycznym w tym okresie. Bolszewicy wykazali w praktyce, że obalenie kapitalizmu było w stanie zagwarantować kobietom i homoseksualistom znacznie więcej niż jakąkolwiek abstrakcyjną gadkę o ucisku w ogóle.
Jak wskazał Trocki:
„Rewolucja dokonała heroicznej próby zburzenia tego, co nazywa się dostojnie „ogniskiem rodzinnym”, czyli tej archaicznej, zatęchłej i skostniałej instytucji, w ramach której kobiety z klas pracujących odbywają katorgę od dzieciństwa do śmierci. Miejsce rodziny jako zamkniętego małego przedsiębiorstwa miał zająć, zgodnie z zamierzeniami, kompleksowy system opieki społecznej i usług: izby porodowe, żłobki, przedszkola, szkoły, stołówki, pralnie, przychodnie, szpitale, sanatoria, kluby sportowe, kino, teatry itd. Całkowite przejęcie na siebie gospodarczych funkcji rodziny przez instytucje społeczeństwa socjalistycznego, zespalającego wszystkie generacje solidarnością i pomocą wzajemną, miało przynieść kobiecie, a tym samym kochającemu się małżeństwu, rzeczywiste wyzwolenie z tysiącletnich okowów.” […http://czerwonyfront.org/marksizm-kontra-polityka-tozsamosci/#sdendnote18sym" style="box-sizing: border-box; border: 0px; font-variant: inherit; font-stretch: inherit; line-height: inherit; font-family: inherit; font-size: 10px; font-style: inherit; font-weight: inherit; margin: 0px; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline; color: rgb(160, 3, 8); text-decoration: none;">xviii
Raz jeszcze o wadze teorii
Na straży jakiej teorii stoi Międzynarodowa Tendencja Marksistowska? Przede wszystkim opieramy się na ideach Marksa, Engelsa, Lenina i Trockiego, które przetrwały próbę czasu i pozostają całkowicie aktualne i stosowalne w świecie XXI wieku. Opowiadamy się za ideami I Międzynarodówki, pierwszych czterech kongresów Międzynarodówki Komunistycznej (przed jej stalinowską, biurokratyczną degeneracją) i „Programu przejściowego” Trockiego. Idee te zostały rozwinięte i uzupełnione pismami Teda Granta w dziesięcioleciach po śmierci Trockiego, które są również fundamentalną częścią naszego ideologicznego dziedzictwa.
Nieuchronnie niektórzy towarzysze, którzy dołączyli do naszej organizacji w ostatnim okresie, nie mają jeszcze pełnego zrozumienia idei marksistowskich. To oczywiście zajmie trochę czasu i samo w sobie nie stanowi poważnego zagrożenia. Byłoby jednak rzeczą fatalną, gdybyśmy uczynili choćby najmniejsze ustępstwa od marksizmu wobec niepoprawnych, obcych i drobnomieszczańskich tendencji w naszych szeregach. Jeśli jakiś student chce dołączyć do naszej organizacji, powiemy mu: zapraszamy cię, przyłącz się do nas, ale tylko wtedy, gdy zechcesz przyjąć spojrzenie i perspektywę klasy robotniczej i poświęcić się studiowaniu marksizmu. Prosimy, zostaw swoje uprzedzenia za drzwiami.
Marks pisał w liście do Engelsa (sic) z 17-18 września 1879 r.: „Gdy tacy ludzie z innych klas przyłączają się do ruchu proletariackiego, to pierwsze, czego się od nich wymaga, jest, aby nie przynosili ze sobą pozostałości burżuazyjnych, drobnomieszczańskich itp. przesądów, lecz by przyswoili sobie bez zastrzeżeń proletariacki sposób myślenia.”xix
Ruch trockistowski miał w przeszłości wiele takich doświadczeń. Wystarczy wskazać przykład amerykańskiego SWP, która całkowicie się zdegenerowała, ponieważ zignorowała doskonałe rady Trockiego z lat 30. XX wieku. Amerykańscy trockiści zostali zatopieni w środowisku studenckim, porzucili klasowe stanowisko i przyjęli wszystkie modne drobnomieszczańskie idee: feminizm, czarny nacjonalizm itp., wskutek czego znaleźli się w opłakanej sytuacji, w której tkwią zresztą do dziś.
Musimy edukować całą organizację w zakresie tych zagadnień, tak aby zagwarantować, że analogiczny rozwój wypadków nie nastąpi w obrębie IMT. Nie możemy tolerować nawet najmniejszych ustępstw, nawet najmniejszych śladów tego typu idei w naszych szeregach. Dopuszczenie takich drobnomieszczańskich pomysłów do organizacji doprowadziłoby w krótkim czasie do jej całkowitego rozbicia jako prawdziwie rewolucyjnej siły marksistowskiej, zdolnej do pozyskania klasy robotniczej na rzecz rewolucji socjalistycznej.
Lenin, podobnie jak Engels, Marks i Trocki, nigdy nie ważył słów atakując obce klasowo idee, szczególnie te pochodzące z radykalnego drobnomieszczaństwa. Powinniśmy ponownie opublikować to, co napisali Lenin, Róża Luksemburg i Klara Zetkin na temat feminizmu. Wypowiadają się oni bardzo jasno na ten temat. Musimy otwarcie wyrazić nasz sprzeciw wobec intersekcjonalizmu i wszystkich innych wariantów „polityki tożsamości”, która wyraźnie reprezentuje tendencje kontrrewolucyjne. W tej kwestii nie ma miejsca na dwuznaczność: powinniśmy wyrażać się w sposób jak najbardziej klarowny i zdecydowany.
Chcemy rekrutować studentów, ale muszą to być ci studenci, którzy są gotowi radykalnie zerwać z drobnomieszczańskimi ideami i pewnie stanąć na pozycjach klasy robotniczej. Towarzysze-studenci muszą zwrócić się ku klasie robotniczej, ku zakładom pracy i osiedlom robotniczym, ku związkom zawodowym i ruchowi robotniczemu w ogólności. Każdy towarzysz-student powinien postawić sobie za cel pozyskanie dla organizacji co najmniej jednego młodego pracownika.
W listopadzie 1932 roku Trocki napisał:
„Rewolucyjny student może wnieść swój wkład tylko wtedy, gdy, po pierwsze, przejdzie rygorystyczny i konsekwentny proces rewolucyjnego samokształcenia, a po drugie, jeśli przyłączy się do rewolucyjnego ruchu robotniczego, będąc wciąż studentem. Jednocześnie pozwólcie, że wyjaśnię, że kiedy mówię o teoretycznym samokształceniu, mam na myśli badanie niezafałszowanego marksizmu.”xx
Sposobem na proletaryzację naszych towarzyszy-studentów jest przede wszystkim zapewnienie im gruntownego zakorzenienia w teorii marksistowskiej. Wielu studentów znajduje się pod wpływem mylących i sprzecznych idei, które przyswoili sobie w zgniłym środowisku akademickim. Naszym zadaniem jest jak najszybsze skorygowanie tych fałszywych pomysłów. Nie da się tego zrobić przy pomocy zbyt łagodnego podejścia. Doświadczenie pokazuje, że poważni studenci, nie obrażając się na prosty przekaz, będą nas za to szanować. Ci, którzy nie przyjmują naszych argumentów, nie obruszają się z powodu stanowczego tonu, ale po prostu dlatego, że nie chcą porzucić swoich drobnomieszczańskich idei i uprzedzeń. Szczerze mówiąc: nie potrzebujemy takich osób.
Udało nam się utrzymać solidną i ideologicznie jednorodną organizację. Jest to wynik dziesięcioleci ścisłego szkolenia naszych podstawowych kadr w teorii marksistowskiej.
Jednak niewielkie błędy w metodzie, błędne hasła i sformułowania, mogą przerodzić się w poważniejsze problemy. Jak to ujął Lenin: „pojedyncze zadrapanie może spowodować gangrenę”. Musimy wykorzystać polemikę dla podniesienia naszego poziomu politycznego, aby zbudować nową Międzynarodówkę na solidnych podstawach.
Dekady wzrostu gospodarczego w zaawansowanych krajach kapitalistycznych doprowadziły do bezprecedensowej degeneracji masowych organizacji klasy robotniczej. To odizolowało nurt rewolucyjny, który wszędzie został zredukowany do niewielkiej mniejszości. Z konieczności nauczyliśmy się płynąć pod prąd.
Jednak wyklarowanie naszych idei, metod i tradycji nie zostało osiągnięte łatwo ani bez walki. Przejawiało się to w szeregu rozłamów. Ten proces selekcji, daleki od osłabienia IMT, ogromnie nas wzmocnił. Pierwszym warunkiem przyszłego sukcesu było radykalne oderwanie się od tendencji oportunistycznych i rewizjonistycznych. Jak wyjaśnił Lenin, „zanim będziemy mogli się zjednoczyć i aby się zjednoczyć, musimy przede wszystkim wytyczyć zdecydowane i bezwzględne linie graniczne.”
Międzynarodowa Tendencja Marksistowska jako jedyna na lewicy poważnie podchodzi do teorii marksistowskiej. Szkolenie teoretyczne kadr jest jednym z naszych najbardziej podstawowych i pilnych zadań. To podstawa, na której zbudujemy potężną tendencję marksistowską zakorzenioną w klasie robotniczej.
Włochy, 27 lipca 2018 r.
i F. Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, Warszawa 1979, s. 67
ii mowa o przemianach społecznych i ustrojowych jakie nastąpiły w Hiszpanii po śmierci gen. F. Franco w 1975 r. i doprowadziły do ustanowienia monarchii parlamentarnej w tym państwie; ogromny rewolucyjny potencjał ruchu antyfrankistowskiego, na którego czele stały partie robotnicze: PSOE i PCE, został zaprzepaszczony przez zdradę liderów tych ugrupowań, którzy zdecydowali się na kompromis z burżuazją – więcej na ten temat w artykułach: https://www.marxist.com/spain-s-revolution-against-franco-the-great-betrayal.htm
oraz https://www.marxist.com/the-spanish-transition-what-really-happened-1.htm
iii W. Lenin, Co robić? Palące zagadnienia naszego ruchu
v Heinz Dieterich (ur. 1943) – niemiecki socjolog, ideolog ruchu alterglobalistycznego; ukuł termin „socjalizm XXI wieku”, który miałby zostać wprowadzony m.in. w Wenezueli pod rządami Hugona Chaveza – przyp. tłum.
vi L. Trocki, Program przejściowy; https://www.marxists.org/polski/trocki/1938/prog_przejsciowy.htm
vii mandelowcy, czyli Zjednoczony Sekretariat IV Międzynarodówki (USFI) – jedna z najstarszych tendencji wywodzących się z ruchu trockistowskiego, nazywani tak od swojego wieloletniego lidera Ernesta Mandela (1923-95); stojący od dawna na stanowiskach oportunistycznych, przyjmujący wszystkie „modne” na lewicy idee: feminizm, ekologizm, alterglobalizm itp. – przyp. tłum.
viii taffowcy, czyli Komitet na Rzecz Międzynarodówki Robotniczej (CWI) – międzynarodowa organizacja odwołująca się do idei trockizmu, z której późniejsi założyciele IMT zostali usunięci w 1992 r.; pod przywództwem Petera Taffe CWI stoczyła się na stanowiska oportunistyczne i sekciarskie; w 2019 r. doznała poważnego rozłamu; sekcją CWI w Polsce do 2019 r. była Alternatywa Socjalistyczna – przyp. tłum.
ix cliffowcy, czyli Socjalistyczna Partia Robotnicza (SWP) – brytyjskie ugrupowanie wywodzące się z ruchu trockistowskiego; propaguje koncepcję swojego założyciela i wieloletniego lidera Tony’ego Cliffa (1917-2000), według której w krajach tzw. Bloku Wschodniego istnieć miał kapitalizm państwowy, co stanowi zerwanie z wypracowaną przez Trockiego i IV Międzynarodówkę koncepcją zdegenerowanych i zdeformowanych państw robotniczych; w praktyce SWP zajmuje pozycje reformistyczne i oportunistyczne; jej siostrzaną organizacją w Polsce jest Pracownicza Demokracja – przyp. tłum.
x Lutte Ouvrière (LO), z franc. Walka Robotnicza – popularna nazwa francuskiej Unii Komunistycznej, organizacji odwołującej się do idei trockizmu, stojącej jednak na pozycjach sekciarskich – przyp. tłum.
xi W. Lenin, O prawie narodów do samookreślenia
xii W. Lenin, Program narodowy SDPRR – tekst dostępny w j. angielskim pod adresem:
xiii W. Lenin, O prawie narodów…, s. 870
xiv K. Marks, Ideologia niemiecka, część 1D; dostępna w j. angielskim pod adresem: https://www.marxists.org/archive/marx/works/1845/german-ideology/ch01d.htm
xv autor ma na myśli konieczność wykonywania przez kobiety pracy domowej obok pracy zarobkowej – przyp. tłum.
xvi National Executive Commitee(NEC)– kolegialny organ kierujący brytyjską Partią Pracy; zasiadają w niej przedstawiciele klubu parlamentarnego partii, lokalnych organizacji partyjnych (CLP), związków zawodowych – przyp. tłum.
xvii Jenny Julia Eleanor Marx, zwana przez rodzinę „Tussy” (1855-98) – najmłodsza córka Karola Marksa, działaczka socjalistyczna, tłumaczka – przyp. tłum.
xviii L. Trocki, Zdradzona rewolucja. Czym jest ZSRR i dokąd zmierza?, Warszawa 1991, s. 110; praca dostępna pod adresem: https://www.marxists.org/polski/trocki/1936/zdr-rew/index.htm
xix Faktycznie cytat ten pochodzi z Listu Marksa i Engelsa do A. Bebla, W. Liebknechta, W. Bracke’go i innych, tzw. „Okólnika”, z 17-18 września 1879 r., dostępny pod adresem: https://www.marxists.org/polski/marks-engels/1879/letters/79_09_18.htm – przyp. tłum.
xx L. Trocki, O studentach i intelektualistach